niedziela, 9 grudnia 2012

Nowy rok, nowe możliwości.

Nie pisałam długi czas, ale nie miałam ochoty nic pisać.
Nic się nie zmieniło. Pracy nowej nie znalazłam, i już zdążyłam się pogodzić z tym, że w grudniu jej nie znajdę.
Rozmawiałam ze znajomymi, którzy też szukają i mówią to samo... 4 kwartał to najgorszy czas na szukanie pracy.
Pojawiło się nawet parę ciekawych dla mnie ofert, ale i tak pewnie rekrutować ludzi będą w styczniu.
Ostatnio miałam małe załamanie, i zrezygnowanie.
Sytuacja u mnie w pracy też jest nie ciekawa...dlatego każdy mi mówi, żebym stamtąd jak najszybciej uciekała.
Dlatego postanowiłam to zrobić.
Dość już moich nerwów, to nie dla mnie.
Zresztą muszę stamtąd uciekać, bo i tak firma prawdopodobnie za niedługo nie będzie istnieć.

Ostatnio moja znajoma, która szuka pracy, dostała e-maila od jednego sklepu, do którego aplikowała na stanowisko sprzedawcy, że "Nie spełnia ich wymagać, nie dostała się do kolejnego etapu rekrutacji"
Hm.. ktoś kto ma średnie nie spełnia, ktoś kto ma wyższe też nie spełnia więc kogo oni szukają?
Znajomy opowiadał mi jak pewnego razu kiedy bardzo potrzebował pieniędzy bo był w ciężkiej sytuacji materialnej, poszedł do sklepu, gdzie była wywieszona karteczka, że szukają osoby do pracy.
Co usłyszał? Ma pan za wysokie kwalifikacje dziękujemy...
Chyba nie tak powinno być...
Ktoś ma chęć pracować, a odsyłany jest z kwitkiem...


Już za kilkanaście dni Nowy Rok, a z nim nowe możliwości  :-)

 Pozdrawiam.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Motywacja do pracy.

Cześć wszystkim po długiej przerwie.
Ostatnio nie pisałam bo nie miałam czasu.

U mnie bez zmian.
Uznałam, że chyba jednak w tym roku nie uda mi się znaleźć innej pracy, patrząc na to, że w ogłoszeniach napisane jest "prosimy o przesyłanie aplikacji do 7 grudnia".
To zanim zbiorą te aplikacje, zanim zaczną się rozmowy, wybiorą kogoś to praca zacznie się w styczniu.
Zresztą to mało realne, żeby w grudniu na sam koniec roku przyjmowali kogoś do pracy.
Sytuacja w mojej pracy również bez zmian, a nawet można powiedzieć - robi się nieciekawie.

Ostatnio postanowiłam, że czekam do końca miesiąca, albo przynajmniej do zapłaty i zwalniam się.
Jednak dalej nie wiem czy to dobry pomysł.
Najlepiej byłoby znaleźć coś nie zostawiając tej, ale nie zawsze jest tak jak by się chciało.

Ostatnio postanowiłam, że daruję sobie praktyki, i w ogóle na to nawet nie będę patrzeć.
Perspektywa szukania po 3 miesiącach nowej pracy jest przytłaczająca.

Tak w ogóle zauważyłam ciekawą rzecz. Teraz na praktycznie większość stanowisk nawet na te najniższe, gdzie nie trzeba mieć wcale doświadczenia ani nie wiadomo jakich kwalifikacji, pracodawcy oczekują : * wykształcenia średniego (mile widziane wyższe), *bardzo dobra znajomość anielskiego,* 2 letnie doświadczenie na podobnym stanowisku.
Tak, to jest ta magiczna trójca, którą można spotkać wszędzie.
Mało tego zauważyłam, że firmy, a najczęściej agencje mają schematy ogłoszeń.
Wszystkie brzmią tak samo. Mają jedynie zmienione zakresy obowiązków.
Jedna firma zrobiła to na tyle nieumiejętnie, że w dodatkowych informacjach obowiązki były dopisane inną czcionką. Natomiast schemat itd. wszystko takie samo jak inne.

Przeglądając ogłoszenia znalazłam apel do pracodawców, gdzie ktoś napisał, że kończył szkołę, doszkalał się, kończył kursy, a oni proponują mu 7 zł netto za godzinę, plus śmieciowe umowy.
Niestety taka prawda, i większość z nas by mogła napisać to samo.

Myślałam sobie dzisiaj o mojej pracy.
I doszłam do wniosku, że może gdyby szef mnie w jakiś sposób nagradzał, albo dawał jakąś dodatkową premię za to co robię, chwalił moją pracę, że dobrze coś zrobiłam to pomijając te wszystkie niespełnione obietnice na pewno lepiej by mi się pracowało i miałabym większy zapał do pracy.
I tak niestety jest w większości prac. Szefowie nie umieją motywować pracowników. I wcale nie mówię tu o podwyżce. Mogliby też zmieniać zadania między osobami żeby ciągle ktoś nie robił tego samego bo po pewnym czasie się wypali.
Ale niestety nikt o tym nie myśli, nikt tego nie robi, a pracownicy po pewnym czasie się zniechęcają.
Po co robić coś jak i tak to nie zostanie docenione...

Jutro wtorek, a ja chciałabym już piątek...
Zobaczymy co przyniesie nam jutrzejszy dzień, może jakąś szansę na pracę?

Pozdrawiam ;*

środa, 21 listopada 2012

Marne zarobki - wielkie wymagania

Wysłałam wczoraj parę CV. zobaczymy, czy będzie odzew.
Jak nie to chyba zwątpię totalnie zwłaszcza, że aplikowałam na stanowiska, gdzie spełniałam na prawdę wszystkie wymogi.

Jaka uważacie, że powinna być stawka minimalna wypłat?
Osobiście uważam, że 2000 zł do ręki powinno być kwotą minimalną.
Większość osób powinno zarabiać 2,500- 3000tys.
Naprawdę to nie są nie wiadomo jakie kwoty. To jest minimum. Kiedyś wydawało mi się jak jeszcze nigdzie nie pracowałam, że 2000zł to tak dużo, co za to można kupić.
Za to praktycznie nic nie można kupić, zwłaszcza przy tych cenach i podatkach jakie są.
Kiedyś to faktycznie zrobiło się zakupy cały wózek i wychodziło z 200 zł?
Teraz jakby chciało się zapełnić cały wózek zakupów to wydalibyśmy chyba 600zł.
Głupie waciki kosmetyczne, które kiedyś kosztowały na prawdę grosze teraz kosztują ok 4 zł.
Bilety do kina? Pamiętam jak jeszcze kiedyś były za 12- 15 zł! A teraz? Chcecie iść w weekend do kina? Szykujcie 30 zł na bilet.
Oczywiście sami nie pójdziemy więc kolejna osoba 30 plus jakiś popcorn, napój no to cała impreza do kina wyjdzie nas ok  80 zł.
O wyjściu do restauracji już nie wspomnę. Bo za to co bym wydała, miałabym obiad na 3- 4 dni.

Nie gódźmy się na pensję poniżej naszych kwalifikacji.
To, że proponują nam pensje poniżej 2000tys nie jest normalne. Nie możemy powiedzieć "Tyle nam zaproponowali, trudno" i nic nie mówić.
To nie jest normalna pensja, oni nam spokojnie mogą zaproponować dużo więcej, ale szukają tanich sił roboczych.
Jeżeli w ogłoszeniu napisane jest " atrakcyjne wynagrodzenie" a na rozmowie okazuje się, że to 1300 zł, nie bójmy się powiedzieć "A przepraszam,  rozumiem, że 1300 euro? Bo w ogłoszeniu napisane było atrakcyjne wynagrodzenie"
Mój szef jak pewnie większość myśli, że powinniśmy się cieszyć, z tego że w ogóle mamy pracę. Jeżeli pracodawcy ludziom w wyższym wykształceniem, z doświadczeniem, językami proponują najniższą krajową to chyba jest coś nie halo.
Ostatnio moja znajoma była na jednej z rozmów. Kiedy doszło do rozmowy na temat zarobków, a ona powiedziała tyle ile powinna zarabiać na tym stanowisku, zwłaszcza że wcześniej tyle zarabiała, pracodawca zmieszany praktycznie skończył rozmowę dając jej do zrozumienia, że da dużo oczekuje.
No jasne, po co rozmawiać, jak znajdzie innego jelenia, który potulnie zgodzi się na jego propozycję, będzie pracował w pocie czoła, a do tego będzie jeszcze szczęśliwy.

Powiedzcie, co to za życie żeby raz w roku nie pojechać na zasłużone wakacje chociaż na 1 tydzień.
Co to za życie żeby nie móc sobie pozwolić na teatr, bo bilety są po ponad 100zł.
Co to za życie kiedy nie można pozwolić sobie na założenie rodziny choć jest już na to najwyższa pora? Przecież to nie życie. To wegetacja i walka o przetrwanie z miesiąca na miesiąc.

A ci wszyscy, którzy siedzą na najwyższych stanowiskach w firmach?
Oni nie są tacy wspaniali, połowa z nich nic nie umie. Nie zna nawet języka na poziomie dobrym.
Dlatego potrzebują asystentek, które będą umiały perfekt angielski, które będą umiały tamto i owamto -żeby robiły wszystko za nich.
Moja znajoma naucza języka angielskiego, kto najczęscie zgłasza się do niej na korepetycje?
panowie dyrektorzy, którzy nie umieją angielskiego ni w ząb! I wcale nie specjalnie przykładają się nawet do nauki.
Dlatego taki szeregowy pracownik musi umieć wszystko.

Podsumowując:
miejmy swój honor, i nie dajmy się upadlać.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Postanowienie na nowy tydzień.

I zaczął się nowy tydzień.
Czy nabrałam sił przez weekend? Może trochę.
Ale wczoraj wieczorem już źle się czułam myśląc o dzisiejszym dniu i całym tygodniu, który mnie czeka.
Czy znacie to uczucie, kiedy kończy się weekend, a wy macie następnego dnia iść do pracy, której nie lubicie?
Ja znam, i przez nie najchętniej cały weekend  przesiedziałabym w domu nie wychodząc nigdzie, żeby jak najdłużej nacieszyć się tą wolną chwilą przez te dwa dni.
Najchętniej chciałabym aby weekend nigdy się nie kończył.
Dlatego postanowiłam. Muszę znaleźć cokolwiek innego. Nerwy człowiek ma jedne a pracy może mieć wiele. Nie zamierzam co tydzień i codziennie przechodzić przez to samo.
Niestety przez koniec roku nie ma żadnych praktycznie ofert, a nie zamierzam tu siedzieć jeszcze przez miesiąc bo nie wytrzymam.
A tym bardziej nie wyobrażam sobie iść z tymi fałszywymi ludźmi ( oprócz 2 osób) na wigilię pracowniczą.
Wczoraj natrafiłam na ogłoszenie, w którym restauracja szukała osoby na zmywak 4 dni w tygodniu, a dniówka większa niż ja mam w swojej pracy.
Reasumując miesięcznie wychodzi prawie 200zł więcej zarobku niż ja.
To tym bardziej mnie wkurzyło, dlaczego mam się poniżać i pracować tu?
Wypruwać sobie flaki, robić wszystko czasem nawet za 3 osoby, kiedy to niektóre nie robią nic, i jeszcze tyle zarabiać?
Nie, dłużej tak nie będzie, za dużo mi obiecali, a i tak nic z tego nie ma.
Postanowiłam. Trzeba stąd wiać i tylko czekać żeby jeszcze wypłacili należną się pensję...

A wam jak minął weekend? Jak nastawienie?

piątek, 16 listopada 2012

Praca bez znajomości?

Słuchajcie, nie wysłałam dzisiaj ani jednego CV.
Nie wiem czy to przez to, że jest końcówka roku czy o co w ogóle chodzi.
Nie znalazłam żadnej interesującej mnie oferty.
Wszędzie szukają managerów, dyrektorów, sekretarek, programistów, albo teraz ludzi do pomocy na inwentaryzacjach, praktykantów na 3 mies bezpłatne itd...
Na prawdę podłamałam się.
Dzisiaj na szczęście już piątek, będzie można nabrać nowych sił na kolejny tydzień.

Jak myślicie kiedy się ruszą te oferty i zacznie spływać coś ciekawego?
Może na początku roku coś się ruszy, ale to kolejne czekanie :-(
Najgorsze jest to, że firma w której pracuje ma się coraz gorzej, i boję się jak to będzie z pensją za kolejne miesiące. Więc muszę coś znaleźć, już nawet myślę o czymkolwiek żeby po prostu normalnie dostać wypłatę. Ale jak zmienię tę pracę na znowu jakąkolwiek to koło się zamyka bo znowu będę musiała szukać innej.
Niestety bez znajomości jest na prawdę ciężko.
Te osoby, które właśnie ich nie mają (oczywiście nie wszyscy) szukają tak mozolnie pracy jak ja...
Niestety ale większość ludzi, których znam ma pracę właśnie po znajomości.
Nie przechodziły nawet rekrutacji, normalnie nawet nie spełniają połowy wymagań na to stanowisko ale siedzą. Założę się, że w większości przypadków nie dostałyby się na to stanowisko gdyby złożyły swoje aplikacje. Siedzą i zajmują miejsce pracy tym, którzy mogą na prawdę coś umieć.
A oni nawet nie namęczyli się żeby znaleźć pracę, nie zrobili nic a pracują bo tatuś, ciocia czy wujek im załatwili.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że jeszcze narzekają na to co robią i nie są zadowoleni.
No pewnie łatwo im przyszło to nie doceniają.

Więc jeżeli nie można liczyć na znajomości, trzeba liczyć na siebie samych i na szczęście, nic innego nie pozostaje.

Dzisiaj za to czeka mnie kanapa, ciepły koc, dobra książka, ciepła herbatka i relaks.
Tego mi trzeba! :-)
Pozdrawiam.














Przy okazji polecam gorąco książkę
"Tam gdzie ty" to opowieść o niszczących skutkach obsesji posiadania dziecka , a jak ktoś lubi tą autorkę to koniecznie musi ją przeczyta.
Jest to naprawdę wartościowa lektura, warta przeczytania.

czwartek, 15 listopada 2012

Poinformać czy nie?

Przeglądałam dzisiaj dyskusję na temat odwoływania rozmów kwalifikacyjnych.
Czy odwołać czy też nie.
Większość osób w przypływie desperacji wysyła CV gdzie popadnie.
Potem dostają telefon, i w chwili szczęscia mówią, że chcą się spotkać.
Po odłożeniu telefonu, wchodzą w ogłoszenie na które wysłali CV, analizują, wchodzą na stronę firmy i czytają opinie.
Dochodzą do wniosku, że to ich nie interesuje jednak, że jednak to jakaś akwizycja, call center.
I pojawia się problem. Iść czy nie iść?
Iść bo może jednak to nie to o czym się myśli, nie iść bo straci się czas.
I problem co ze spotkaniem?
Odwołać? Przełożyć na inny dzień? Co powiedzieć?

A co wy robicie?
Pamiętam, że miałam kilka takich sytuacji.
Po telefonie sprawdziłam firmę. Przeczytałam bardzo dużo negatywnych opinii.
Oczywiście się zraziłam.
Kilka razy zadzwoniła, że jednak nie przyjdę, a kilka nie.
Chociaż lepiej o nas świadczy to jak napiszemy, albo zadzwonimy i powiadomimy o tym, że nas nie będzie
Z drugiej strony, czy oni w ogóle pamiętają z kim się umówili?
Oni do nas nie oddzwaniają po rozmowie, chociaż czekamy a my mamy ich powiadamiać, że nie przyjdziemy?
Jednak wychodzę z założenia, że nic nie tracimy pisząc czy dzwoniąc, zwłaszcza że nie wiadomo czy kiedyś nie spotkamy gdzieś tego rekrutera w innej firmie do której będziemy aplikować. A pozatym nie zniżajmy się do ich i tak już niskiego poziomu ;)

Przypomniała mi się sytuacja z tamtego roku.
Byłam na rozmowie w jednej z firm, już nawet na 2 etapie.
Dostałam informację, że mam przyjść do pracy tego i tego, i wtedy podpiszemy umowę itd.
Znałam warunki pracy oraz płacę - nie była ona za ciekawa, ale zgodziłam się gdybym nie miała innej perspektywy.
W tym samym czasie byłam też na 2 innych rozmowach, i z jednej z tych firm odezwali się do mnie.
Proponowali mi o wiele lepsze warunki. Więc wybrałam korzystniejszą dla mnie ofertę, przeprosiłam, podziękowałam.
Następnego dnia dostałam odpowiedź, że jestem niepoważna i podobne tego typu rzeczy.
Człowiek grzecznie informuje kilka dni wcześniej, i zamiast odpowiedzi że dziękują za informację dostaje takie coś.
Przepraszam, ale chyba nic z nimi nie podpisywałam i do niczego się nie zobowiązywałam.
A jak to firmy robią tak, że zatrudniają ludzi na słowo oni przychodzą i dowiadują się, że pracy nie ma to dobrze?
Cieszę się, że nie skorzystałam z ich oferty, bo patrząc na odpowiedź jaką dostałam to nie chciałabym tam pracować.


Praktyki...

Przeglądając oferty pracy wpadła mi w oko bardzo duża ilość staży.
Nigdy nie odbywałam stażu, więc nie wiem jak to wszystko wygląda.
Słyszałam jednak od osób, które na stażach były, że nic nie robiły.
Albo musiały papiery poukładać, albo kawę zaparzyć, albo zanieść coś na pocztę.

Nie wiem jaka jest prawda, i czy tak jest. Patrząc na wymagania nie wydaje mi się aby tak było.
Jednak przeglądając oferty praktyk, zastanawiam się czy aby na pewno szukają osoby, która może się u nich czegoś nauczyć.
W niektórych ogłoszeniach są wymagania takie jak w normalnych ofertach pracy.
Zawsze myślałam, że osoba która idzie na staż, czy to związany z Hr, czy sprzedażą itd. właśnie tam się wszystkiego nauczy, a nie już połowę rzyczu musi umieć.
W końcu staż jest po to aby się nauczyć danego zawodu, zdobyć doświadczenie w danej branży.

Wymagania na połowę strony, opis stanowiska również, a na końcu co oferujemy? Bezpłatne praktyki, z możliwością współpracy...A i tak nie koniecznie może ona nastąpić, nawet jak będzie się dobrym przez te 3 miesiące.

Ktoś ma spędzać na praktykach 40h tygodniowo 5 dni w tygodniu ( jak normalna praca) a jak to ma zrobić student dzienny? Rozdwoić się?
Student zaoczny na pewno sobie nie pozwoli na bezpłatne praktyki (no chyba, że sam się nie utrzymuje). Więc kto się załapuje na te praktyki? Wieczorowi też nie.


Jak to jest więc z tymi praktykami, byliście kiedyś?
Można po nich znaleźć zatrudnienie w danej firmie po okresie stażowym?
Czy jest to możliwe czy to tylko obietnica bez pokrycia?

Jeżeli macie doświadczenie napiszcie, jestem bardzo ciekawa :-)
Pozdrawiam.


środa, 14 listopada 2012

Cały miesiąc pracy a na koniec nic...

U mnie bez zmian.

Nikt się nie odezwał. Ostatnio nawet nie miałam czasu dokładnie przejrzeć ofert pracy.
Wypłatę dostałam po 5 dniach opóźniania.
Oczywiście nie dostałabym jej pewnie może nawet do dzisiaj gdybym się nie wymęczyła pracodawcy, i wręcz nie wymusiła od niego mojej wypłaty.
Człowiek cały miesiąc pracuje, na tą marną pensję i jeszcze musi się prosić o swoje wynagrodzenia.
Żenada. Obawiam się, że może być coraz gorzej  wypłatami z miesiąca na miesiąc (firma nie najlepiej prosperuje).
Dlatego między innymi muszę znaleźć coś szybko, żeby nie było sytuacji, że pieniędzy w ogóle na oczy nie zobaczę.

Już podliczyłam ile zostanie mi na koniec miesiąca. Jak dobrze pójdzie może 70 zł.
Wow. Tak dużo, że aż nie wiem na co je wydać...

Dosłownie płakać się człowiekowi chce miesiąc tyrania, a nie może na nic uzbierać, nic sobie kupić.
Pracodawca oszukał mnie mówił, że będzie podwyżka, nie ma nic, a pracuję tu już naprawdę sporo czasu.
Wstaję rano i mówię sobie nie, nie pójdę już tam, nie idę. Rzucam to i szukam czegokolwiek.
Ale ciągle coś mnie tam pcha, że idę i nie robię tego kroku.

Nie robię choć wiem, że powinnam bo w końcu uwolnię się i znajdę coś innego, bo będzie większej parcie i motywacja, że muszę coś mieć.

W między czasie poprawiam swój angielski, uczę się nowych zwrotów, podszkoliłam się z Excela żeby już mnie nikt nie zagiął.
I po to  robi się to wszystko żeby na koniec na koncie zobaczyć okrągłe 70 zł.

Póki co trzymam za Was kciuki, żeby poszczęściło się Wam na rozmowach.

Pozdrawiam.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Brak motywacji do pracy.

Jak tam po weekendzie?
Nabraliście sił na nowy tydzień?

Siedzę w swojej "ulubionej" pracy, i jestem wkurzona, bo nie dostałam jeszcze pensji, nikt nie dostał.
Wypłata powinna być do 10, skoro 10 wypadał w sobotę pieniądze powinny być w piątek na koncie, ale nie nie było.
Co to kogo obchodzi, że ludzie mają opłaty, zobowiązania, raty, mieszkanie do opłacenia, telefony.
A ty człowieku kombinuj skąd tu wziąć.
Zawsze było 8, czasem 9 a tu tyle dni już opóźnienia?

Czytając Wasze komentarze, naszła mnie refleksja na temat moich prac. I powiem Wam, że miałam dwie prace, które lubiłam.
Należała do nich moja pierwsza praca. Ludzie byli super, atmosfera taka, że aż z przyjemnością szłam do pracy.
Gdyby nie to, że po paru miesiącach, z pół etatu ja i jeszcze 2 osoby chciały przejść na cały etat a nie było niestety miejsc, to bym tam może pracowała.
Moja druga praca, też była bardzo fajna. Dobra płaca, warunki, ludzie, no może poza panią manager, która po ponad roku pozmieniała ludziom warunki i z umów o pracę, mieliśmy zlecenie, oraz ze stałej podstawy, zrobiła system premiowy.
Cały nasz dział prawie odszedł oprócz jednej osoby, a pani manager wraz ze swoimi głupimi pomysłami, została wyrzucona. Nie tylko dlatego, że nic nie robiła, ale również dlatego, że prawie nic nie ogarniała z rzeczy, które do niej należały, spóźniała się do pracy, i kliencie na nią się skarżyli.
Szkoda, że tak późno, ale lepiej późno niż wcale, jednak gdyby nie to, pewnie dalej bym tam pracowała.

Chodzę na te rozmowy i nic, pracodawcy nie są w stanie ludziom nic zaoferować.
Chcą aby pracownik był wszechstronny, był grafikiem, marketingowcem, sprzedawcą i najlepiej jeszcze programistą w jednym, umiał angielski, włoski i niemiecki.
Nie, nie przesadzam bo trafiam na takie właśnie ogłoszenia.
I się zastanawiam skąd oni wezmą takich ludzi, którzy właśnie to wszystko będą spełniać.
Wiadomo, że człowiek od wszystkiego jest od niczego. Nie można być we wszystkim dobrym

Mam paru znajomych, którzy pracują w dużych międzynarodowych firmach. Pomyśleć można, że zarabiają kokosy a tak na prawdę nie jest.
Ciągle są jakieś cięcia kosztów, firmy na wszystkim oszczędzają.
Ludzie już nawet nie pamiętają kiedy ostatnio mieli jakieś szkolenia, a kiedyś były często.
Dodatkowo firma opłacała w 70% język obcy, nawet studia. Teraz nic.
A wymagania wzrosły tak, że pracują nawet jak przyjdą do domu...

Oczywiście ja jak i pewnie większość z Was, jest w stanie się poświęcić pracy.
Pracy się nie boję, bo zdarzało się, że pracowałam po 10, czy 12 h, ale żeby jeszcze być za to odpowiednio wynagrodzonym, żeby mieć jakieś benefity. Gdybym miała pracę, którą lubię, która sprawia mi radość, nie tylko psychiczną, ale i finansową nie byłoby problemu abym oddała się pracy.
 Pewnie większość z Was również :-)
Pozdrawiam!


piątek, 9 listopada 2012

"Wysoko się pani ceni"

Przypomniała mi się jedna z rekrutacji, w której uczestniczyłam.
Aplikowałam na stanowisko managera sprzedaży.
Miałam zbudować samodzielnie swój dział od podstaw, zrekrutować sobie pracowników, i nimi zarządzać. Była to firma informatyczna.

Firma mieściła się w bardzo starym budynku, w środku wyglądała niemal jak przychodnia.
Długi korytarz po obydwu stronach drzwi ciągnęły się do samego końca.
Z pokoi wychodzili jacyś ludzie.
Pierwsze wrażenie?"Co to w ogóle jest"?, "Co to za miejsce"
Na krzesełkach przed salą, w której miała się odbyć rozmowa siedziały 2 osoby.
No tak umówili wszystkich co 10 min... Weszła jedna z osób. Siedziała tam chyba 30 min. Wyszła dostała jakieś papiery do ręki, posiedziała chwilę i poszła. Hm...
Weszła druga osoba, a w tym czasie przyszedł następny kandydat.
Po ok 30 min również wyszła osoba z kartkami papieru, usiadła i zaczęła je przeglądać.
Przyszła kolej na mnie.
Za biurkiem siedział Pan pod krawatem, niewiele starszy ode mnie.
Zadał mi pytania dotyczące mojego doświadczenia, a potem zaczął pytać jakbym zbudowała zespół, jakbym pozyskała ludzi do pracy. Ilu bym ich przyjęła. Powiedziałam, że ok 15.
On zrobił oczy, i powiedział " no przy naszym rynku pracy i sytuacji, nie wiem skąd by pani tylu wzięła" powiedziałam, że przecież panuje bezrobocie więc ludzie są chętni do pracy.
Potem pytał się o zarobki. Na moją sumę powiedział "wysoko się pani ceni".
Potem dostałam zadanie dosłownie z fizyki. Pytał mnie się o obwód światła, i co by się stało gdyby, któraś z lampek zgasła. Powiedziałam mu to co pamiętałam ze szkoły a on mówił, że źle.
No cóż...potem dostałam również papiery, miałam je przeczytać, i potem przedstawić mu jakby dany produkt sprzedała. Powiedział, że za 30 min mnie poprosi, po mnie weszła kolejna osoba.
Dziewczyna, która była przede mną, zaczęła za mną rozmawiać co o tym sądzę i tak dalej, i razem doszłyśmy do wniosku, że nie ma co tracić czasu, i wyszłyśmy, zresztą podobno jeden chłopak przed nią zrobił to samo.

Chłopak, który prowadził rekrutację, chyba to robił pierwszy raz w życiu.
Nie powinien komentować odpowiedzi kandydata, każdy może mówić co chce.
A na pewno nie miał prawa powiedzieć, że wysoko się ktoś ceni.

Widziałam jeszcze potem przez kilka miesięcy, szukali dalej kandydatów, widocznie nikogo nie znaleźli. W końcu nie ma się co dziwić.
Chcą aby człowiek odpowiadał za zespół, rekrutował zbudował go od początku, więc jestem ciekawa ile oni by zaproponowali, jeżeli to co powiedziałam było za dużo. A na prawdę nie powiedziałam, żadnej ogromnej kwoty! Jeżeli dla nich 3 tys zł, to dużo za taką odpowiedzialność, to nie chcę wiedzieć ile oni płacą...
Acha, a wracając do zadania z fizyki, sprawdziłam potem w domu czy aby dobrze powiedziałam, i okazało się, że tak. W takim razie nie wiem o co jemu chodziło, chyba sam nie wiedział ;)

Pozdrawiam i cieszmy się weekendem :)

Jak tu żyć...?

Dostałam od Was komentarze, do mojego wczorajszego wpisu, dotyczącego wzrostu cen.
Napisałam tylko o zakupach, jak jedzenie jest drogie.
Na jedzenie idzie prawie połowa pensji, przecież jeść coś trzeba.
A co z opłatami, za czynsz, prąd, gaz, wodę, telefon, internet, TV, co z biletami lub benzyną, proszki do prania, jakieś kosmetyki?
A co z przyjemnościami?
Takimi drobnymi: kino, teatr, książka, basen?
Już o wakacjach nie wspomnę, bo z niektórych pensji nie można nic odłożyć.
A jak ktoś studiuje? Skąd te pieniądze na studia wziąć?
Jest strasznie ciężko, i coraz ciężej.
Aż strach pomyśleć jak za jedną marną pensje utrzymuje się cała rodzina.
Dla mnie jest to niewyobrażalne.
Pensja jaką powinni proponować pracodawcy to przynajmniej 2000tys, a nie żadne 1200, czy 1500 zł.
Za takie pieniądze nie można godnie żyć, to jest wegetacja.
Życie od wypłaty do wypłaty.
Zanim jeszcze dostanie się wypłate liczenie wydatków, a potem po opłaceniu wszystkiego zostaje 100 zł, i co z tym zrobić? Może lepiej trzymać na nieplanowany wydatek, a może pójść do kina?
Bo te pieniądze nawet na spodnie nie starczą, już nie mówiąc o jakiś dobrych butach na zimę, gdzie ceny zaczynają się od 280 zł.

I powiedzcie jak tu żyć?

czwartek, 8 listopada 2012

Ceny rosną pensje stoją w miejscu.

Wysłałam dzisiaj już parę CV, w tym natrafiłam na 5 ogłoszeń, gdzie w aplikacji trzeba było napisać preferowane zarobki.
Zawsze przy tym punkcie jest chwila zawahania, ile napisać.
Jak za mało uznają, że się człowiek nie ceni, jak za dużo to go odrzucą.
Chociaż pewnie szukają tych co chcą mniej.
Uważacie, że powinien być taki punkt w ogłoszeniu o zarobkach?

Osobiście uważam, że to pracodawcy w ogłoszeniach powinni zamieszczać kwotę jaką oferują lub chociaż przedział. Do polski chyba jeszcze to nie dotarło bo w USA większość ogłoszeń ma ten dopisek.

Przy okazji znalazłam ten artykuł, mówiący ile w Polsce się zarabia.
http://m.money.pl/wiadomosci/artykul/ile;naprawde;zarabia;sie;dzisiaj;w;polsce;rzeczywistosc;jest;czarniejsza;niz;pokazuja;statystyki,225,0,1182689.html
Zgadzacie się z tym?
Ja uważam tak. Na podstawie informacji, które czytam, na podstawie rozmów ze znajomymi, na podstawie wypowiedzi ludzi stwierdzam jedno:
Pensje w górę nie idą, natomiast ceny w sklepach są coraz większe.
Jedzenie jest coraz droższe, pamiętam jeszcze jak kiedyś robiłam prawie cały wózek zakupów, że cała lodówka była w jedzeniu i płaciłam o połowę mniej niż teraz.
Teraz robiąc zakupy, mam połowę lodówki zapełnioną  a pieniędzy wydaję dużo więcej...
Iść do sklepu po kilka produktów, raptem bułki, serek, pomidory, wędlina nie ma już 50 zł w portfelu.
Szara rzeczywistość.




Studia, praca... i trochę szczęścia.

Wpadł mi wczoraj w oczy artykuł mówiący o tym, że po studiach nie ma pracy, że studia niczego nie gwarantują itd.
I w pełni się z tym zgadzam - z tym, że studia nie gwarantują nam, że po ich skończeniu będziemy mieli super posadę w dużej firmie i będziemy dobrze zarabiać.
Teraz niestety panuje trend na studiowanie.
I każdy te studia może mieć.
Nie chcę obrażać niepublicznych uczelni, ale niestety jest ich od zatrzęsienia.
Nie prowadzą nawet specjalnie rekrutacji. Płacisz więc jesteś.
Szkoła tego i tamtego i wszystkiego najlepszego.
Ja jednak jestem za uczelniami państwowymi.
Ale pominę ten fakt bo zmierzam do czego innego. Mianowicie : Tak studia nie gwarantują Nam pracy. One tylko dają możliwość, że mając wykształcenie wyższe, będzie mogli pracować w lepszej firmie, lepiej zarabiać. Natomiast ta większa reszta zależy od nas samych.
Od naszych doświadczeń, umiejętności.
Znam osoby, które mają skończone niszowe kierunki studiów a pracy jak nie mieli tak nie mają i znaleźć również nie mogą.
A znam i takie, którzy kończyli te znane i najczęściej wybierane kierunki a pracę mają.
Więc wszystko zależy od Nas samych jak i od szczęścia.
Wystarczy, że nawet nie pójdzie dobrze rozmowa, ale spodobamy się pracodawcy, poszczęści nam się i dostaniemy pracę.
Uniwersytety nie przygotowują do zawodu, dają nam więcej teorii niż praktyki. Ale takich właśnie ich urok, gdyby dawały zawód nie nazywały by się uniwersytetami.
Od zawodu jest zawodówka.

Znajoma do niedawna też nie miała szczęścia. Chodziła na rozmowy, chodziła, potem się do niej nie odzywali, miała nawet pół roku przerwy, potem znowu chodziła i trafiła.
Z jej opowieści właśnie była pewna, że jej nie przyjmą, że źle wypadła na rozmowie. Myślała że wybiorą kogoś starszego z większym doświadczeniem, ale odezwali się właśnie do niej. I dostała pracę, którą lubi, która sprawia jej przyjemność i która jest związana z tym co lubi.

Więc czasami łut szczęścia wystarczy aby zdobyć pracę.

Choć czasem przychodzi podłamanie, i przestajemy się w siebie wierzyć, i w to że Nam się uda, to nie można się poddawać.
Trochę się z tym zgodzę, patrząc na bliskie mi przykłady, że jak nam bardzo zależy na jakiejś posadzie, to możemy jej nie dostać. Natomiast jak podejdziemy do tego z pewną rezerwą, i uznamy co ma być to będzie to szanse się zwiększają.
I właśnie moja znajoma tak miała. Była już tak zmęczona tym wszystkim, że uznała, dostanę tą pracę to dobrze, nie dostanę drugie dobrze, podeszła do tego na luzie i udało się.

I wszystkim jak i sobie życzę tego szczęścia :)))

środa, 7 listopada 2012

Rotacje pracowników.

Bardzo cieszą mnie miłe komentarze, i chcę podziękować tym, którzy je piszą jak również za to, że czytają mojego bloga :-)

Już środa, jeszcze tylko dwa dni i weekend. Dzisiaj miałam taki kocioł w pracy, że nie zajrzałam nawet do żadnych ogłoszeń.
Ale tak to jest jak człowiek oprócz swojej pracy wykonuje jeszcze pracę innych.

Już wiem jak spędzę dzisiejszy wieczór, na wertowaniu ogłoszeń.

Oglądam różne fora, czytam wasze posty i czasem aż wierzyć się własnym oczom nie chce.
Dzisiaj natrafiłam na jednym z forum na wypowiedź o pracy D2D.
Dziewczyna wysłała CV, dosłownie po chwili otrzymała e-maila z odpowiedzią, że jest zaproszona na rozmowę. Oczywiście w ogłoszeniu nie było napisane nic na temat pukania od drzwi do drzwi, ale okazało się, że to jednak to.
Zauważyłam, że wszystkie firmy, które mają duży przemiał ludzi tak właśnie działają.
Ledwo człowiek wyśle aplikację, a w ciągu paru minut dostaje telefon zwrotny.
Sama kiedyś tego doświadczyłam.
Po wysłaniu CV dosłownie w 5 min telefon z zaproszeniem na rozmowę.
Aż się zdziwiłam. Przecież w tak krótkim czasie nie da się przejrzeć profilu kandydata.
Ale... jak się okazało na miejscu to jednak rotacja była ogromna.
Co tydzień robili szkolenia dla nowo przyjętych. Co tydzień, ktoś odchodził, i przychodził.
Taka firma nigdy nie będzie dobrze prosperować nie mając stałej załogi.
Ale czemu tu się dziwić jak stałej pensji nie było tylko czysty system prowizyjny.
Ktoś kto sam się utrzymuje albo ma rodzinę nie może pozwolić sobie na tego typu pracę.
W większości tak działają firmy typu : call center, akwizycja, przedstawiciele handlowi.
Niestety jednak większość ogłoszeń nie ma w swoim opisie tego, że system jest prowizyjny.
A jeżeli już jest napisane to w ten sposób : "pensja uzależniona od wyników".
W takim przypadku na 80% nie macie podstawy tylko czystą prowizję. (choć zdarzają się wyjątki, że podstawa jakaś tam maleńka jest)

Więc nie dajcie się wrobić w żadne akwizycje typu chodzenie po domach i proponowanie dekoderów, albo stanie na ulicy w centrum miasta i wciskanie ludziom plastrów oczyszczających z toksyn na stopę.



wtorek, 6 listopada 2012

Szukanie pracy.

Witajcie.
Pewnie jesteście ciekawi co się działo na mojej wczorajszej rozmowie, na którą miałam iść.
Otóż żadnej rozmowy nie było :-) Pan, z którym miałam mieć rozmowę ponoć się rozchorował i rekrutacja została na ten czas wstrzymana.
Mają się odezwać.
Całe szczęście, że zadzwonili i powiadomili a nie dowiedziałam się o tym na miejscu.
Trochę szkoda, bo przygotowałam się do tej rozmowy, a tu taki klops.

Dostałam wczoraj od jednej osoby komentarz, w którym napisane było abym nauczyła się pokory, że nie mam klasy, i że jeżeli tego nie zmienię będę tutaj siedziała i udzielała innym rad.

Chciałabym w związku z tym sprostować parę rzeczy.
Mianowicie. To nie jest poradnik tylko blog, jeżeli ktoś zada mi jakieś pytanie chętnie na nie odpowiem jak tylko będę umiała.
Tego bloga napisałam z myślą o sobie, jak i o osobach, które mają podobne odczucia czy sytuacje.
Jeżeli ktoś się z tym nie zgadza nie musi go czytać.
Bogaty nigdy nie zrozumie biednego, tak jak ten który nie miał problemu z pracami nie zrozumie tego co ma.
Druga sprawa. Pokora. Czy pokorą ma być to, że mam się godzić na każdą pracę, Za najniższą stawkę i być zadowolona, że mogę w ogóle pracować?
Nie, nie na tym życie polega. Może ktoś jest minimalistą ale nie ja.
Jestem już Na pewnym etapie w swoim życiu, trochę już pracowałam i chcę teraz czegoś więcej.
Szczerze? Nie wyobrażam sobie stać w miejscu przez kilka lat, a wiem, że są takie osoby. Takie, które pracują w jednej firmie nie wiadomo ile lat na jednym stanowisku i są wdzięczni, że w ogóle pracują.
Ale to nie moja sprawa. Jeżeli jest im tak wygodnie, cieszą się, że zarabiają tyle, że mają co do garnka włożyć, no i może raz na 2 miesiące pójdą do kina, nic nie odłożą, na wakacje nie pojadą - to super. Ale chyba nie o to w życiu chodzi.
Trzeba z niego korzystać, co to za życie kiedy nie można raz w roku pojechać na wakacje? Dla mnie wegetacja.

Klasa? Bo znam swoją wartość i nie dam się zrobić w balona? Większość pracodawców czeka na jeleni, którzy będą darmową siłą roboczą. Będą ich wykorzystywać, płacić marne grosze, a oni jeszcze będą z uśmiechem na twarzy wszystko wykonywać.

Nie po to człowiek się uczy, kształci, żeby nic z tego nie mieć.
Każdy kto zna swoją wartość nie zgodzi się na byle co.


Tak wybrzydzam oferty, bo nie chce znowu z gówna trafić do jeszcze innego.
Co zrobić skoro w koło same call centra lub szukają opiekunów klientów, sprzedawców, handlowców.

Acha... doświadczenie. Człowiek mając 30, 40, 50 lat całe życie doświadcza czegoś nowego i ciągle się uczy. 


Jeżeli ktoś się z tym nie zgadza, trudno.
Takie jest moje zdanie. A ile osób tyle zdań.
Osobiście nie zamierzam pracować całe życie w firmach bez perspektyw, i za marne grosze.

Pozdrawiam :-)

poniedziałek, 5 listopada 2012

Szukanie pracy i mętlik w głowie.

Wpadłam dzisiaj w jakiś dołek.
Oglądam te ogłoszenia, czasem po kilka razy te same, i te z wygórowanymi wymaganiami.
Szczerze? Jak to wszystko widzę - niedobrze mi się robi.
Zawsze przed wysłanie Cv, czytam opinie na temat danej firmy.
Po przeczytaniu opinii mam zawahanie: wysłać, czy nie wysłać?
Czytając masę niepochlebnych opinii odechciewa mi się.
A to narzekają na firmę, że nie szanują ludzi, a to na zarobki a to na brak szkoleń.

Z drugiej strony, może to wypisują ludzie, którzy zostali zwolnieni i teraz chcą się w jakiś sposób odegrać?
Ale z drugiej strony w każdym poście na pewno jest jakieś ziarnko prawdy biorąc pod uwagę, że tych opinii jest np.30, czasem nawet i 100.
Z jeszcze innej strony patrząc na to kto to pisze, są to zazwyczaj handlowcy, kurierzy, pracownicy call center, BOK-ów ...
Więc może w innych działach nie jest tak źle?

Nie powinnam w sumie czytać przed aplikacją takich rzeczy bo to tylko zniechęca, ale zawsze wolę wiedzieć czego ewentualnie mogę się spodziewać i na co się porywam.
Chociaż powiem wam, że parę rzeczy które wyczytałam w takich komentarzach np. dotyczące rekrutacji sprawdziły się. Nawet już za wczasów można się dowiedzieć jaki rekruter będzie, czy miły czy nie, czy dużo zadaje pytań. I wszystko się praktycznie zgadza. Baa niekiedy da się nawet przeczytać jakich zarobków na którymś ze stanowisk można oczekiwać.

Trzeba zawsze też wziąć pod uwagę, że jeżeli na 30 komentarzy kilka jest pozytywnych może pisać to osoba z biura. W końcu jakiś pozytyw zawsze dobrze wygląda.

Ech... powiedzcie, dlaczego to szukanie pracy musi być takie męczące i ciężkie, takie monotonne, nudne jak flaki z olejem.
Zadzwonią do Nas? Yeeaaa to już połowa sukcesu, a potem? Te przechodzenie przez mordęgę.
Cały czas z lekkim stresie. Najpierw w oczekiwaniu na telefon, potem na rekrutację, potem po rekrutacji w oczekiwaniu na kolejny etap, potem znowu po II procesie  rekrutacji czy nas przyjmą, czy będzie kolejny etap itd.
A najgorsze jest wtedy kiedy po 3 etapach, powiedzą "Dziękujemy za poświęcony czas, ale zdecydowaliśmy się na innego kandydata"
Taaa...stracony czas, nerwy. I kto Nam to zwróci?

Jeżeli jest to dla Was niespójne co czytacie, to sorry, ale to są moje myśli latające po mojej głowie, i wprawiające mnie w stan jeżeli tak to można nazwać wyplucia.

To chyba tyle na dziś, bo gdybym chciała napisać wszystkie myśli, nie starczyło by stron.

Podobno czekolada poprawia humor. Właśnie za chwilę się przekonam.
Wy też możecie jak chcecie :-)

Pozdrawiam.

niedziela, 4 listopada 2012

Czy ma Pan/ Pani dzieci?

Dziękuję za komentarze :)
Postanowiłam znowu odpisać na jeden z nich a mianowicie na ten gdzie już po przejściu wszystkich etapów rekrutacji trwającej prawie miesiąc, już przy podpisywaniu prawie, że formalności pada pytania czy ma Pani dzieci?

Zgodnie z polskim prawem pracodawca nie ma prawa pytać się o co czy masz męża/ żonę, oraz czy zamierzasz mieć dzieci. Odmówienie pracy z tego powodu jest karalne.
Pamiętajcie idąc na rozmowę nie możemy czuć się jak niewolnicy, bo mamy takie same prawa jak pracodawca. Musimy z nim rozmawiać jak równy z równym, bo tworzenie poddańczej relacji z Naszej strony nie przyniesie nam nic dobrego.
Skoro pracodawca może pytać Nas o wszystko my również na koniec rozmowy dostajemy ten czas do zadawania pytań, dlatego pytajmy się jak najwięcej i to co chcemy wiedzieć.
Reasumując, musimy wiedzieć jakie mamy prawa i ich pilnować!

Chcę jeszcze napisać, że dzięki niektórym komentarzom nie czuję się w tym wszystkim taka osamotniona.
Najważniejsze to się nie załamywać i szukać dalej. Nie zrażać się niepowodzeniami na rozmowach. Każdą taką rekrutację potraktujmy jako nowe doświadczenie. Ja to tak traktuję.
Dzięki czemu już wiem czego na większości mogę się spodziewać, chociaż pewnie jeszcze coś mnie zaskoczy ;)

Pozdrawiam Was Wszystkich :-)

sobota, 3 listopada 2012

Rekrutaca i obietnice.

Czytając komentarz jednej z osób, która napisała na blogu odnośnie  pytań na rozmowie rekrutacyjnej, pomyślałam, że pracodawcy naprawdę umieją zaskoczyć.
Pytania typu czy planuje Pan/Pani dzieci, jakiego znaku zodiaku Pan jest,  itd. na rozmowie nie powinny mieć miejsca.
Rekruter nie ma prawa pytać o te rzeczy, jak i o te związane z polityką, religią.
Jeżeli już takie padnie może odpowiedzieć, że są to nasze prywatne sprawy, i nie mamy zamiaru na nie odpowiadać.

O dziwo mnie jeszcze żadne pytania tego typu na szczęście nie spotkały. Wiem jednak, że takie padły wśród znajomych osób.

Opiszę Wam sytuację jednej z moich znajomych.
Szukała pracy jednocześnie pracując w innej, chciała zmienić a nadarzyła się okazja.
Była jedna rozmowa, druga rozmowa. Dostała się.
Już następnego dnia miała przyjść zrobić jeszcze jakiś test dla formalności, i porozmawiać o warunkach pracy.
Test zrobiła, o warunkach porozmawiała. Została przyjęta. Za dwa dni miała się stawić w pracy, a w tym czasie miała pozamykać sprawy w obecnej firmie.
Pozamykała przyszła...a kobieta patrzy się na nią i mówi, "plany się jednak zmieniły nie możemy Pani zatrudnić".
Awantura oczywiście była, ale nic po tym jak ona została na lodzie. Nie miała pracy ani starej ani nowej.
Pamiętajcie jeżeli będziecie w podobnej sytuacji prości przyszłego pracodawcę o podpisanie umowy , lub umowy przedwstępnej. Wtedy będziecie mieć wszystko na piśmie, i będzie to służyć jako dowód w przypadku takiej sytuacji.
Ona tego nie zrobiła, uwierzyła na ładne słowo i się przeliczyła.
Na przyszłość będzie już wiedziała co zrobić :-)

Pozdrawiam.

piątek, 2 listopada 2012

Pytania na rozmowie rekrutacyjnej

Dostałam pytanie od jednego z czytelników i postanowiłam na nie odpowiedzieć, a przy tym choć trochę pomóc :)

"Szukam pracy, będzie to moja pierwsza praca.
Jakich pytań się spodziewać?"

A więc odpowiadam. :-)
Nie wiem jakie masz wykształcenie, ani jaką szkołę skończyłeś/aś, ale jest pewien schemat rozmów, i pytania, które pojawiają się w co drugiej rozmowie.
Oczywiście pytania zależą też od stanowiska o jakie się ubiegasz.
Jeżeli aplikujesz do działu sprzedaży to na pewno dadzą Ci do odegrania jakąś scenę sprzedażową, lub negocjacyjną. Będą na pewno chcieli wiedzieć, dlaczego aplikujesz na to stanowisko, dlaczego akurat sprzedaż?. Twoje mocne strony/ słabe strony. Co byś zrobił np. w stresowej sytuacji, kiedy klient zachowuje się niegrzecznie?, jak radzisz sobie ze stresem?.
Jeżeli składasz do działu IT, na pewną będą sprawdzać Twoją wiedzę, z tego zakresu.
Uważnie patrz co jest napisane w ogłoszeniu na które aplikujesz. Jeżeli jest wymagana bardzo dobra znajomość MS Office to duże prawdopodobieństwo, że będą sprawdzać znajomość Excela, Worda, lub Pointa - skoro na przykład będzie trzeba przygotowywać prezentację.

Kolejną sprawą jest język, skoro w ogłoszeniu wymagana jest bardzo dobra znajomość lub biegła, nastaw się na to, że mogą przeprowadzić z Tobą krótką rozmowę po angielsku, zwłaszcza kiedy aplikujesz do międzynarodowej firmy.

Na stanowiskach wymagających kreatywności, sprawdzić mogą jak bardzo kreatywną i twórczą osobą jesteś. Czyli może być jakiś przedmiot, który będzie trzeba opisać w sposób marketingowy.
Czyli tak żeby zareklamować ten produkt.

Oprócz tego przygotuj się też na pytania: Dlaczego to Ty jesteś dobrą osobą na to stanowisko ?, Kim chcesz być za 5 lat?, Co możesz zaoferować firmie, jakie korzyści?

Jeżeli chodzi o doświadczenie a chyba go nie masz, skoro to będzie Twoja pierwsza praca :-) to nawet jakiekolwiek doświadczenie nawet praca letnia - dorywcza dobrze będzie wyglądać w CV.
Więc jeżeli takową masz napisz to.

I pamiętaj. To Ty na rozmowie stawiasz warunki. Trzeba być pewnym siebie i widzieć co się chce. Pod żadnym pozorem nie godzić się na bezpłatne dni próbne, ani tym bardziej tygodnie, bo znam też takie przypadki. Moja znajoma pracowała tydzień za darmo, a potem jej podziękowali.
Jeżeli pracodawca zaproponuje Ci zarobki rzędu 1300-1500zł śmiało zapytaj się " Jak Pani/Pan wyobraża sobie utrzymać się za te pieniądze?" (kwotę dopasuj do kosztów utrzymania w mieście, w którym żyjesz)

Powodzenia w szukaniu pracy :-)
mam nadzieję, że trochę pomogłam.

Pozdrawiam.

Praca poniżej kwalifikacji

Większość osób pewnie ma wolne, a ja siedzę w pracy.
Na wstępie chciałabym podziękować, tym którzy czytają mojego bloga, i tym którzy komentują.
Dziękuję :-)

Ostatecznie jeszcze nie podjęłam decyzji, kiedy się zwolnię ale wiem, że zrobię to niedługo.
Chyba wam nie pisałam, ale w poniedziałek idę na rozmowę rekrutacyjną.
Jestem baardzo ciekawa co mi zaoferują, jakie będą pytania, czy będą coś sprawdzać.
Ale lepiej nie będę tego rozważać, bo i tak mi to nic nie da, napiszę Wam w poniedziałek.

Dzisiaj opowiem, o mojej kolejnej przygodzie, w jednym z banków.
W sumie nie wiedziałam na co się porywam, potrzebowałam pracy, wysłałam więc swoje CV.
Na wstępie zaznaczę, że spodziewałam się czego innego i przeżyłam wielkie rozczarowanie.
Po pierwsze z ogłoszenia wynikało, że będę zajmowała się zupełnie czymś innym niż przedstawiono mi na spotkaniu.
Po drugie budynek, w którym mieściła się firma super, pierwsza klasa, od razu pomyślałam, to firma też nie może być niczego sobie.
Ładnie z zewnątrz, wewnątrz jeszcze lepiej, na dole portiernia, wjechałam elegancką windą na górę, wysiadłam, idę długim korytarzem, napotykam drzwi, wchodzę... a tam jakieś jedno wielkie call center.
Duchota, smród potem, głośno jak na dyskotece, ale idę dalej myśląc, że może są jeszcze inne pomieszczenia. Pytam się dziewczyny, może w moim wieku, może młodszej, że szukam pani X, bo byłam umówiona na rozmowę. Okazało się, że to ona...Okej.
Zaprowadziła mnie do pokoju, z stołem na środku, krzesłami i brudną ścianą. Poszła po moje Cv, i przyszła z jakąś inna dziewczyną, wzrostu chyba 1,40.
Pomyślałam, gdzie ja jestem co ja tu robię? Ale uznałam, że poczekam i się dowiem.
Rozmowa jak rozmowa standard, jakieś głupkowate pytania na skojarzenia, i rozmowa o warunkach i finansach.
Co miało należeć do moich obowiązków?
Dzwonienie do ludzi i umawianie spotkań dla przedstawicieli handlowych.
( w ogłoszeniu było co innego, widać mocno je podkolorowali). Doszło do finansów. UWAGA DRASTYCZNE! 1200 zł plus prowizja 5zł brutto jeżeli umówi się spotkanie z 50 osobami, jak ze 100 to 7zł brutto. itd...
Nie 7 zł brutto od 1 osoby tylko 7zł brutto za 100 osób.
Usłyszawszy  powiedziałam, że po pierwsze aplikowałam na inne stanowisko, a po drugie, że powinny się wstydzić proponując takie stawki ludziom. Za tą prowizję, nawet na obiad nie starczy.
Wstałam podziękowałam i wyszłam.
Panie miały miny lekko nietęgie. A to chyba ja powinnam mieć nietęgą po tym co usłyszałam.

Po tym zdarzeniu każde ogłoszenie analizuję, czy to aby na pewno nie jakieś call center, albo innego bagno tego typu. Ogólnie to co się tam działo to mogę powiedzieć, że pracują tam chyba ludzie o mocnych nerwach, bo ja nie wytrzymałabym ani chwili.

Pozdrawiam ;-)

środa, 31 października 2012

Inwestycja w pracownika

Czy to nie jest irytujące?
To, że chcecie zaaplikować na stanowisko interesujące Was, klikacie APLIKUJ, a tam całe 3 strony wypełniania danych, dokładnie tych samych co w CV. Mało tego czasami trzeba wykonać jeszcze jakieś testy.
Jak dla mnie irytujące. Ale wiem po co to jest, po co trzeba wpisywać te dane.
Żeby ułatwić pracę panią z HR, po co mają to one wpisywać do bazy, i tracić czas, jak będą miały już gotowe. I tym sposobem mają całą bazę kandydatów wypełnioną.
A testy, które robi się w domu? Przecież można to robić z pomocą kogoś itd, one nic nie gwarantują.
Tak apropo testów, zwykły HR-owiec nie powinien ich robić. Taka osoba powinna być psychologiem z wykształcenia.

Z jakieś dwa lata temu, byłam na rozmowie w jednej z firm logistycznych. Startowałam na stanowisko Opiekuna klienta/ Sprzedawcy. Aplikowałam przez agencję, o której pisałam wam parę postów wstecz.
Dosłownie to była moja najdłuższa rozmowa rekrutacyjna! Byłam tam dobre ponad 2 godziny.
Jak oni mnie maglowali, jakbym szła na kierownika tego działu.
Pytali się o wszystko, łącznie z tym dlaczego uważam iż oni są najszybszą firmą kurierską, jak i o to jaką jestem osobą, moje plusy, minusy, jakaś sytuacja w pracy i jak sobie z nią poradziłam. Dosłownie pytali o wszystko co im przyszło do głowy. Tak na prawdę to nic nie miało wspólnego z tym stanowiskiem.
Ale żeby to było wszystko. Dali mi jeszcze testy, na szybkość zapamiętywania, i na logikę.
Wszystko dobrze przeszłam (sami mi to mówili) a, bym zapomniała na koniec przetestowali na mnie jeszcze Excela (poszedł mi średnio), i były scenki, jakbym im coś sprzedała. Słuchajcie, jak tak rozmowa wygląda na zwykłe najniższe stanowisko to jak musi wyglądać na wyższe? Dla mnie ten cały cyrk, który zrobili był śmieszny. A z ich strony? Zero kompetencji.
A ile to się komplementów od nich nasłuchałam, że takich ludzi oni tu potrzebują, że jestem idealną osobą na to miejsce. Myślałam mam tą pracę na 100%.
I co? Dowiedziałam, się potem, że przyjęli inną osobę, której trochę lepiej poszedł Excel.
Wiecie co? Rozumiem, jakbym szła na analityka, który ciągle siedzi w tablekach, robi wyliczenia, to jeszcze bym zrozumiała, ale szłam na stanowisko, które wymagało dobrej gadki, negocjacji, a nie znajomości excela! Gdyby na prawdę zależało in na pracowniku, bo widzieliby, że jest dobry z tego co ma być a nie umie jakiegoś tam programu, to by go przeszkolili!
Ale nie po co inwestować w człowieka? I to jest największy problem firm.
Chcą mieć dobrych ludzi tanim kosztem, nawet ich nie szkolą, nie łożą pieniędzy na ich rozwój. Szukają jednej osoby od wszystkiego, a tak nie można. Czasami jednak osoba zajmuje się rzeczami, gdzie w innej firmie te rzeczy robią 3 różne osoby.

Niestety drodzy pracodawcy nie tędy droga. Zależy Wam na dobrym pracowniku?
Widzicie w nim potencjał, to wykorzystajcie go i dajcie człowiekowi możliwość!
Zwłaszcza, że inwestycja w pracownika jest korzystna dla obu stron.
Zadowolona załoga to dobra załoga.

To chyba na tyle w tym temacie.

wtorek, 30 października 2012

Witamy, ale wybraliśmy innego kandydata

W "natłoku" pracy, postanowiłam, że podzielę się z wami kolejną z moich historii.
To było w bieżącym roku. Ktoś z headhunterów czy agencji, do której kiedyś składałam aplikację odezwał się do mnie, w celu przedstawienia mi oferty pracy jaką dla mnie ma.
Dostałam cały opis co miałabym robić, jakie są wymagania itd, i miałam dać znać czy jestem zainteresowana. Uznałam, że nic mi nie szkodzi więc wysłałam potwierdzenie, i dostałam odpowiedź zwrotną z informacją o spotkaniu.
Praca dotyczyłam pracy w jednej z firm developerskich.
Na spotkanie dotarłam o umówionej godzinie. Czekałam jeszcze ok 20 min na pana szefa, który miał się zjawić na rozmowie. On oczywiście nie musiał być punktualnie bo i po co.
Przyszedł. Nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Był gburowaty i nie miły. Ale pominę to.
Pytał się o moje doświadczenie o to i o tamto, a potem zszedł na tematy w ogóle związane z niczym ;) . Opowiadał mi jakieś swoje historie z życia ( nie wiem po co) pytał mnie o jakieś sprawy związane z budowaniem nowych mieszkań i tak dalej. Rozmowa trwała dobrze ponad godzinę.
Nic z niej nie wynikło, miałam czekać na telefon. Telefon dostałam z zaproszeniem na kolejną rozmowę.
Co się okazało na rozmowie znowu był ten sam facet, i znowu się spóźnił.
Patrzył się mnie jakby pierwszy raz mnie na oczy widział. I uderzył w gadkę, znowu nie mającą nic wspólnego z tematem. Znowu opowiadał o sobie jakieś smuty za przeprszeniem.
W pewnej chwili zastanowiłam się, czy to on się ubiega o pracę czy ja.
Po jakiś 40 min zaczął mówić o pracy, o tym czy zdaję sobie sprawę co bym tu robiła to i tamto.
W pewnej chwili wszedł jakiś Pan. Okazało się, że to szef działu, przywitał się a ja zostałam przedstawiona jako NOWA koleżanka. Wypytał mnie się o moją karierę, i powiedział "Witamy na pokładzie" Ucieszyłam się bo w sumie ta praca mi odpowiadała, i zarobki również.
Szef działu po 20 min rozmowie wyszedł, pożegnał się, a pan smutas dodał jeszcze parę słów od siebie i powiedział "To my się jeszcze odezwiemy, bo mam jeszcze dzisiaj 4 innych kandydatów"

Hm... najpierw mówią, że witają mnie na pokładzie, przedstawiają jako nową koleżankę a potem mówią, że mam jeszcze czekać na telefon?
W każdym razie, czekałam na telefon i doczekałam się. Pan oznajmił, że został wybrany inny kandydat, zapytałam się co zadecydowało o tym, że się nie dostałam, skoro mówił mi na rozmowie co innego? Odpowiedział, że nie musi mi się tłumaczyć. SZOK.

I na tym rozmowa się skończyła :-)
Nie życzę wam takich sytuacji. Jeżeli na samym początku tak traktują ludzi, to całe szczęście, że jednak tam nie pracuję.

Pozdrawiam.

Korporacja, czy mniejsza firma?

Witam Was :)

Co tam u Was, jak idzie szukanie prac?
Ja przewertowałam wczoraj ogłoszenia i nie znalazłam nic ciekawego co by mnie interesowało...
może to przez to, że zbliża się już koniec roku.
Pomimo to mam wielką nadzieję, że jeszcze zdążę coś znaleźć :)
Wczoraj nikt z firmy, w do której rekrutowałam, nie odezwał się.
Co prawda mówili, że na początku tygodnia dadzą znać. Trudno nie ta praca to inna, nie będę rozpaczać.

Wczoraj miałam dłuższą pogadankę z koleżanką, z którą rozważałyśmy gdzie jest lepiej pracować.
 W korporacji czy w jakiejś mniejszej firmie.
I uznałyśmy, że większa nie zawsze znaczy lepsza, i nie jest w niej tak kolorowo jakby się mogło wydawać.
Nie dość, że na każde swoje dokumenty, czy jakąś sprawę którą się chce załatwić, czeka się miesiącami, to jeszcze wyścig szczurów, to że praktycznie mało kto się zna w takiej firmie, czasem e-mailuje się z kimś nie mając pojęcia kim ta osoba jest.
Natomiast w mniejszej firmie każdy się zna, wie jakie są układy, cokolwiek chcesz załatwić masz na szybko, a czasem też w tej mniejszej firmie można więcej zarobić, i człowiek lepiej jest traktowany niż w tych dużych "fabrykach".
Ale każda firma czy ta duża czy mała ma swoje plusy czy minusy.
Oczywiście w większej firmie masz też możliwość rozwoju w sensie awansu, w mniejszej niekoniecznie, aczkolwiek masz spokojniejszą pracę.
Z doświadczenia wiem, że są przeciwnicy korporacji, którzy pracowali, i nie chcieli by już nigdy do nich wrócić, a są i zwolennicy, którzy lubią ten styl pracy, i gdzie indziej by się nie odnaleźli.
Osobiście uważam, że umiała bym się dostosować do tego co jest w korpo.
Tylko najważniejsze - najpierw trzeba się tam dostać, a z tym już bywa ciężej ze względu na długie procesy rekrutacji, strasznie mozolne, i to po kilka etapów.

A wy jakie macie zdanie na ten temat?:)
Czekam na wasze spostrzeżenia.
Pozdrawiam.

2 wyjścia, co zrobić?

Zwolnić się, czy zostać i się męczyć o to jest pytanie.
Pytanie na, które pewnie nie tylko ja nie umiem odpowiedzieć.
Z jednej strony, może zostać bo zawsze jakieś pieniądze marne bo marne ale będą, z drugiej strony lepiej się zwolnić niż codziennie siedzieć w pracy, w której czujecie, że tracicie czas, a moglibyście zrobić coś korzystniejszego:
na przykład poroznosić CV, albo podszkolić się z angielskiego, nadrobić zaległości z uczelni itp.

Co byście wybrali, albo co wybraliście?
Codziennie sobie mówię, jeszcze ten dzień, ten tydzień. A jednak jeszcze nie udało mi się tego zrobić, a z tego odkładania wyszło mi dodatkowe 2 miesiące.
Mam mętlik. Jedni radzą mi odejść, drudzy może jeszcze zostań.
I wyjście - nie wiem jak szybko znajdę następną pracę, może szybko ale kto wie,
II wyjście- zostanę będę coraz bardziej niezadowolona, i jeszcze zwariuję ;)

A więc jak macie jakieś rady, pomysły, lub sami byliście w podobnej sytuacji czekam :-)
Może dzięki temu łatwiej podejmę, którąś z decyzji :)



poniedziałek, 29 października 2012

I znowu poniedziałek...

Weekend skończył się tak szybko jak się zaczął, że nawet nie zdążyłam się nim nacieszyć.
I nadszedł ten okropny poniedziałek. Nie był by taki zły gdyby nie to, że musiałam iść do swojej "ukochanej" pracy.
Jadąc rano, widzę różne twarze ludzi, jedni weseli, inni zamyśleni, jeszcze inni smutni.
Ciekawa jestem ile osób tak jak ja jedzie do miejsca pracy, którego nie znosi.

Dzisiaj nowy dzień przeglądania ofert, czekania na telefony.
Dzisiaj lub jutro mają odezwać się z firmy, gdzie byłam na rekrutacji.
Ciekawa jestem co z tego wyniknie, choć się nie nastawiam.

Opowiem wam jak niedługo po rozpoczęciu studiów, poszłam szukać pracy.
Nie mając żadnego doświadczenia, nie mogłam przebierać w ofertach, także udałam się do galerii handlowych.
Przechodząc obok jednego ze sklepów z bielizną damską, widząc karteczkę na witrynie, że szukają osób weszłam. Dałam swoje Cv, akurat okazało się, że to kierowniczka, która na środku sklepu przy kasie zaczęła ze mną rozmawiać o pracy.
Kiedy doszło już do wynagrodzenia, zapytała się ile bym chciała zarabiać. Uznałam, że powiem 1500zł, bo to raczej pensja w sam raz. Kierowniczka zrobiła wielkie oczy, i stwierdziła, że za dużo oczekuję. YYY.... nie za bardzo wiedziałam co powiedzieć, gdyż myślałam, że to standardowa kwota.
Pani wyjaśniła mi, że u nich podstawa to niecałe 1200zł. Zapytałam się więc, ale chyba są jakieś prowizje ze sprzedaży?. Dowiedziałam się, że są, ale ledwie wyrabiają plan, więc nie da się wyciągnąć z tego nawet 1500 zł...po czym zostałam spytana, czy nadal chcę tu pracować, powiedziała, że w takim razie się zastanowię.
Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać...Praca ciężka, stanie na nogach po 10, 12 godzin, za takie pieniądze, że człowiek nawet się za nie nie utrzyma, a tu jeszcze nie ma prawie żadnej prowizji ze sprzedaży.

Także jeżeli macie jakąś możliwość, nie gódźcie się na taką płacę. Nie jest ona adekwatna, do tego co się w niej robi. Duża odpowiedzialność, ciągłe stanie na nogach, non stop obsługa klientów, że nie ma nawet czasu na jedzenie, nie jest tego warte. Przynajmniej nie za niecałe 1200 zł.

Pozdrawiam :-)

niedziela, 28 października 2012

W oczekiwaniu na odpowiedź...

Chyba są pewne okresy zastoju w szukaniu prac, bo dokładnie rok temu pamiętam, że też szukała, i nie mogłam nic ciekawego znaleźć.
Ale pamiętam też, że dokładnie rok temu, brałam udział w rekrutacji do jednej z firm co prawda nie z branży farmaceutycznej jak teraz, ale z branży medycznej,jednej z większych korporacji w tej dziedzinie.
Firma ta zajmuje się tworzeniem różnego rodzaj protez dla osób po operacjach.
Aplikowałam na stanowisko profesjonalnie mówiąc "Sales Manager".
Swoją aplikację złożyłam przez Agencje :)
Odezwali się. Na rozmowę się udałam. Było miło, rzeczowo, zostałam uprzedzona, żeby przygotować się na rozmowę po angielsku już u klienta, ponieważ prezes jest obcokrajowcem.
Tak więc nie widząc co mnie na niej czeka, poszłam.
Przywitała mnie młoda pani, z którą porozmawiałam, na temat swojej osoby, doświadczenia, i tutejszej pracy.
Mówiła, że mam bardzo duże doświadczenie, że bardzo dobrze, bo oni potrzebują takiej osoby. Co byście przez to zrozumieli? Pewnie się dostanę.
Po około 30 minutowej rozmowie, poszła po pana prezesa. Czekałam 20 min. Przyszła sama, mówiąc, że "Pan prezes ma spotkanie, proszę poczekać jeszcze chwilę". Czekałam kolejne 20 min, po których znowu przyszła sama, oświadczając mi, że jednak dzisiaj nic z tego nie wyjdzie, bo prezes ma naradę i jest strasznie zajęty- więc nie znajdzie na mnie czasu, umówmy się za 3 dni na kolejną rozmowę tylko, że już z nim.
Normalnie powinnam powiedzieć "Czy Pani nie robi sobie ze mnie przypadkiem jakiś żartów?" ale, nic nie powiedziałam, tylko dlatego żeby nie spalić sobie możliwości pracy tam.
Umówionego dnia, zjawiłam się na spotkaniu, z panem który mnie wcześniej olał.
Porozmawialiśmy po angielsku, pytał mnie co wcześniej robiłam itd, dlaczego chciałabym tu pracować. Poszło mi dobrze, bo przygotowałam się specjalnie na takie pytania :). Następnie, zaprowadzono mnie do drugiego pokoju, kazano usiąść przed komputerem, dali mi tekst i kazali w jak najszybszym czasie go napisać.
 Zmieściłam się w czasie wyznaczonym przez nich, i czekałam. Czekałam, aż może powiedzą, proszę przyjść do pracy w następnym tygodniu lub coś podobnego. A co usłyszałam?
Dziękujemy bardzo odezwiemy się do dnia X.
Szczerze? Myślałam, że się do mnie odezwą. I jakże się nie myliłam! Zadzwoniła do mnie pani mówiąc, że jednak wyniki nie będę umówionego dnia, ponieważ rekrutacja się przeciągnęła.
Ale... pomyślałam sobie - porządna firma, dzwonią uprzedzają, a poza tym chyba myślą o mnie poważanie.
Dnia, którego mieli się ze mną kontaktować, nikt nie zadzwonił, więc następnego to ja się do nich pofatygowałam. Niestety nikt nie odbierał, pod numerem, z którego do mnie wcześniej dzwoniono, więc zadzwoniłam do tej z agencji, ona powinna coś wiedzieć. Jednak nie widziała nic i miała się z nimi kontaktować, i dam mi znać.
Wieczorem weszłam na e-maila, i przeczytałam następującą treść "Dziękujemy za udział w rekrutacji, i poświęcony czas. Była Pani bardzo dobrym kandydatem na to stanowisko, jednak został wybrany ktoś inny Pozdraiwamy bla bla "
Cóż...myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Byłam bardzo dobra ale wybrano kogoś innego?
Trudno, nie zostało mi nic innego jak pogodzić się z porażką.
Następnego dnia, przeglądając ogłoszenia, natrafiłam znowu na to samo! Tyle, że widniał dopisek w wymaganiach (czego wcześniej nie było) osoba z wykształceniem pielęgniarskim.
Nie wiem czy w końcu kogoś znaleźli, ale ogłaszali się jeszcze potem przez długi okres czasu.
Nawet nie starałam się tego analizować, o co chodziło, żeby nie psuć sobie nerwów.

Teraz kiedy jestem starsza i mądrzejsza przez swoje doświadczenie uważam, że należy mówić co się myśli, nie bać się! Teraz kiedy powiedzieliby mi, że prezes nie ma czasu chociaż umawiano się ze mną na rozmowę powiedziałabym "czy to nie są jakieś żarty? Dlaczego Państwo tracą tylko mój czas?" Nie bójcie się tak mówić, ani wtedy kiedy zaproponują wam jakąś śmieszną kwotę.
A dlaczego? Dlatego bo jak widzicie sami sobie z nas robią jaja, i jakoś nie wstyd im robić takich rzeczy jak robią. Oni się nie przejmują tym co my myślimy a powinni, bo to świadczy o nich jako firmie. Mówcie co myślicie, nie dajcie siebie robić w bambuko, niech szukają innych jeleni.

Was też kiedyś źle potraktowano na rozmowie? Podzielcie się!


Pozdrawiam gorąco w ten zimny dzień :-)

sobota, 27 października 2012

Długie procesy rekrutacji.

Za oknem zimnica, i jeszcze na dodatek pada, a ja postanowiłam, że opiszę Wam jeden z ostatnich moich przypadków rekrutacji, na której byłam w tym tygodniu.

Zacznę od początku. 2 tygodnie temu zadzwoniono do mnie z jednej z firm, gdzie złożyłam swoje Cv. Ta firma, to jeden z większych molochów farmaceutycznych na rynku.
Zostałam zaproszona na rekrutację, w ubiegłym tygodniu. Moje wrażania po rekrutacji?
Bardzo pozytywne. Rozmawiałam z miłym Państwem, którym ja również przypadłam do gustu jako kandydat. Rozmowa trwała godzinę, opowiedziałam im o sobie, oni o firmie, o tym co bym miała tu robić, na koniec zapewniając, że jeżeli wybiorą mnie to następna rozmowa będzie z panią od HR, i będzie to już rozmowa, która ma tylko potwierdzić, że zostałam przyjęta, oraz na której dopełnimy formalności. Także "Prosimy czekać na telefon do środy".
Cieszyłam się bo uznałam, że poszło mi dobrze, ale zgodnie z zasadą "nie napalaj się", nie nastawiałam się na to czy się odezwą.
We wtorek zadzwonił telefon, że dostałam się, i chcą się ze mną spotkać raz jeszcze. Właściwie to pani od HR.
Ucieszyłam się bo byłam pewna, że II etap rozmowy to już czysta formalność, tak jak miałam zapewniane.
O omówionej godzinie 2 dni później zjawiłam się na kolejnym spotkaniu.
Jakie było moje zdziwienie, gdy przywitała się ze mną nie ta osoba, z którą byłam umówiona.
Mało tego na spotkanie dołączyła kolejna pani, z jakiegoś innego działu.
Szczerze? Nie wiedziałam o co chodzi.
I znów zaczęło się, te same pytania o jakie wcześniej pytano się mnie na I rozmowie.
Jedna z pań, była bardzo oschła, wręcz nie miła. Druga prawie w ogóle się nie odzywała.
Po ok 30 min rozmowie, zaproszono mnie do innego pokoju, gdzie testowano na mnie znajomość "Excela", "Worda", oraz angielski. W swojej pracy używam najnowszej wersji Excela, natomiast tam była starsza, ale dałam radę.
Na koniec poinformowano mnie, że mają ponoć jeszcze dużo kandydatów (ciekawe....).
Mam czekać na telefon na początku przyszłego tygodnia.
Oprócz tego, że znów zaczyna się przeciąganie w czasie decyzji, to jeszcze rozmowa okazała się nie o tym o czym miała być. Pomijając te kwestie,to praca ma być na okres zaledwie kilku miesięcy, bo szukają osoby do pomocy, to jeszcze aplikowałam na najniższe stanowisko, a rekrutacja, wyglądała jakbym szła co najmniej na kierownika. Hello?
I znów to bezsensowne czekanie. Z tego co mi wiadomo to innych kandydatów już nie mieli ale niech im będzie.
ps. Jedna z pań na koniec, podając m rękę, miała taki uścisk dłoni, jak co najmniej siłaczka.
     No ale trzeba pokazać kto rządzi ;)


piątek, 26 października 2012

A Ty? Lubisz swoją pracę?

Czy lubisz swoją pracę?
NIE. - odpowiadam kiedy ktoś mnie o to pyta.
Ja wręcz jej nie cierpię.
Dlaczego? Dlatego, że czuję, że się w niej zatrzymałam. Tfuu, co ja bredzę, ja się tu nie zatrzymałam nawet, bo ja si,ę tu cofam. Nic nowego się nie uczę, nie robię nic co by mnie rozwijało.
Ale to nie jedyna rzecz, która sprawia, że nabrałam do swojej pracy obrzydzenia.
Nie czerpię z niej satysfakcji, ani psychicznej, nie wspominając już o pieniężnej.
Kolejną rzeczą, jest to, że robię wszystko, nawet to co nie leży w moich kompetencjach, i na co teoretycznie nie powinnam się zgodzić. Ale jak wiadomo, albo się zgadzasz i pracujesz, albo wychylasz swoją głowę, i Ci ją obcinają.
Niestety jednak coraz bardziej i coraz poważniej myślę nad tym aby w końcu się wychylić, i podziękować za jakże "owocną" współpracę.
Mój szef należy do osób, które wiele obiecują, góry i wyżyny, tylko są to obietnice bez pokrycia, i nic z nich nie wynika.
Dałam się złapać na te obietnice, jak i inne osoby (te co mogły już odeszły) a ja siedzę i się męczę.
Ci, którzy zostali należą do towarzystwa wzajemnej adoracji, ci którzy byli w porządku, z którymi można było porozmawiać, już się zmyli.
Jeżeli ktoś pracował w pracy, która go męczyła, nie dawała perspektyw, czuliście się wykorzystywani, i traktowani jak nie powiem co to zrozumiecie o czym piszę.
Każdego dnia wstanie do pracy, to dla mnie nie lada wyzwanie.
Już od momentu otworzenia rano oczu, analizuję całe 8 godzin pracy. Co będę robić, jak to wytrzymam. A więc przyklejam sztuczny uśmiech, że niby wszystko jest okej, i idę.
Czas ciągnie się nie ubłaganie. Jedyne o czym marzę, to wyjść stąd jak najszybciej.
Ile jeszcze tam wytrzymam? Nie wiem, bo już nie wytrzymuję. Codziennie mam przy sobie wypowiedzenie, by czekając na odpowiedni moment wręczyć je. I tak mija dzień za dniem, aż nadchodzi długo wyczekiwany piątek i weekend. Cudowne 48h.
Niedziela wieczór...to ciągłe myśli o pracy, o następnym dniu jaki mnie czeka.
Chciałabym znaleźć pracę, do której lubiłabym chodzić, i poniedziałek byłby dla mnie tak przyjemny jak piątek po pracy i weekend. I chciałabym w końcu na pytanie " Czy lubisz swoją pracę"
odpowiedzieć: Tak, bardzo.

A póki co, zostaje sie cieszyć weekendem :-)

Nie wierzcie rekruterom


Ciekawa jestem  ile osób codziennie tak jak ja czeka na telefony w sprawie pracy.
Czy w ogóle pracodawcy przeglądali nasze Cv? Czy w ogóle czytają listy motywacyjne, które są wymagane w ogłoszeniach, czy może nawet na nie nie patrzą?

O rozmowach kwalifikacyjnych jakie miałam, o pracach w jakich miałam "przyjemność" pracować mogłabym napisać książkę.
Fakt czasem był to stracony czas, ale jednak czegoś się nauczyłam. I teraz swoimi uwagami i przeżyciami mogę dzielić się z innymi.
Ważny jest dystans. Czyli nie napalajmy się na wielkie ŁAŁ po rekrutacji, bo pomimo, że wydaje nam się,że rozmowa poszła  super, możemy się nie mile zaskoczyć.

Nie wierzcie w to co mówią rekruterzy czyli gadki typu "Jest Pan/ Pani najlepszym kandydatem, takiego potrzebujemy". Już nie raz się na tym złapałam, i mówię - to nic nie znaczy.
Nie analizujcie rozmów pod kątem " powiedział do zobaczenia, więc może się odezwą", "przytakiwał na wszystko co mówię, i się uśmiechał, to znaczy, że mu się podobało"
Jeszcze raz: Nie Analizujcie tego bo zwariujecie. Nie doszukujcie się ukrytych odpowiedzi w gestach czy słowach. Po takich doświadczeniach jednoznacznie stwierdzam: TO NIC NIE ZNACZY.
I pamiętajcie profesjonalny rekruter to taki, który nie pokazuje żadnych emocji.
Nie przytakuje na wszystko co mówicie, nie mówi, że w czymś nie macie racji, nie komentuje.
Powiedzieli, że się odezwą w ciągu X dni, nie odzywają się? Zadzwońcie! Zapytajcie się, na jakim etapie jest proces rekrutacji, bo mieliście mieć odpowiedź zwrotną do X dnia,a nikt się z Wami nie kontaktował.
Nic nie tracicie, a się uspokoicie. Najczęściej za pewne usłyszycie, że decyzja jeszcze nie została podjęta. Niestety w 80% (moich) przypadków, zazwyczaj to nie prawda. Po prostu rekruterzy nie są nauczeni mówić prawdy, czyli że się nie dostaliśmy.
Nie wierzcie w to kiedy mówią : "W zależności od decyzji i tak się odezwiemy"- rzadko się odzywają. U mnie były może to 2 firmy, które faktycznie po rozmowie oddzwoniły, by poinformować, że został wybrany inny kandydat, a ten tekst mówiła cała masa firm.
Nie dajcie się wrobić w piękne gadki o dużych pieniądzach, ile to można u nich zarobić. Tymi zapewnieniami zazwyczaj szczycą się firmy typu call center lub z branży finansowej, którzy szukają ludzi na agentów, czy doradców finansowych.
Uważajcie na szkolenia! Dużo firm robi 3 tygodniowe szkolenie ( za darmo!), które kończy się testem, a potem okazuje się, że testu nie zdajecie i co? Zmarnowany czas.
Niektóre "company" mają też ekstramalne przypadki ( uwaga drastyczne ;) ). Ludzie biorą udział w szkoleniach, zdaję je, po 2 dniach pracy jednak czują, że to nie jest to, nie podoba im się czy whatever ,a co robi pracodawca? Każe im zwracać pieniądze za szkolenie, w którym brali udział!
Uważajcie na takie firmy, i czytajcie dokładnie umowy!
Nie gódźcie się też na żadne szkolenia, które macie wy opłacać ( tak, zdarzają się takie).
Tym, którzy się nie spotkali się z takimi odchyleniami od normy, pewnie trudno uwierzyć, ale niestety takie życie.

Podsumowując : Miejcie oczy wszędzie nawet w d*upie. :)

Pozdrawiam.

Agencja pracy cz. II

Wczoraj pisałam o mojej przygodzie z agencją pracy.
Dzisiaj opiszę wam kolejną moją historię, która również zakończyła się fiaskiem.

Któregoś razu natrafiłam na ogłoszenie w internecie (dane przez agencję pracy), w którym poszukiwano osoby do departamentu reklamacji do jednej z dużych firm telefonii komórkowej.
Następnego dnia, dostałam telefon z informacją, że jestem zaproszona na rozmowę.
Dwa dni później stawiłam się na rekrutacji o umówionej godzinie.
Rozmowa przebiegła pomyślnie, pytana byłam o doświadczenie, o to co robiłam we wcześniejszych firmach itd.Tego samego dnia wieczorem dostałam informację, że się dostałam, i mam teraz czekać na spotkanie u Klienta.
Czekałam 5 dni,brak kontaktu, więc postanowiłam zadzwonić, dowiedzieć się na jakim etapie jest rekrutacja.
Okazało się, że klient nie dał jeszcze odpowiedzi, kiedy będzie chciał widzieć się kandydatami.
Po kolejnych kilku dniach Pani zadzwoniła do mnie z informacją, że Klient wstrzymał rekrutacje i na razie nie będzie wznowiona ( cokolwiek to znaczy). Zdenerwowałam się, że straciłam tyle czasu, czekając na odpowiedź. Zaczęłam szukać innej pracy, i umawiać się na inne spotkania.
Po około 3 tygodniach, ta sama Pani zadzwoniła z propozycją, czy nie chciałabym przyjść na spotkanie do tej samej firmy ale do innego działu. Ponieważ nie miałam innej propozycji, zgodziłam się, w końcu co mi szkodzi. Powiedziała, że w tym tygodniu się odezwie z konkretną informacją, gdzie i o której godzinie mam się stawić na rozmowie.
Telefon oczywiście dostałam, ale z odpowiedzią, że klient te spotkanie również odwołał, i już nikogo nie szukają.

Nie wiem czyja to była wina, ale wiem, że straciłam przez to czas,
bo miałam nadzieję, że coś się z tego wykluje.
Gdzie leży wina, czy po stronie agencji, czy  klienta, czy w ogóle ten klient kogoś szukał, czy to tylko wyciąganie danych od ludzi?
Tego się nie dowiedziałam, a tą agencję będę omijać szerokim łukiem.

czwartek, 25 października 2012

Agencje pracy.


Ile razy widzicie ogłoszenie... Klient portalu bla bla bla szuka pracowników na stanowisko....xxxx.
Albo Dla naszego klienta największej branży artykułów biurowych bla bla bla....

Kurczę... my wysyłamy im swoje dane, zdjęcie, nr.telefonu, dosłownie wszystko, a oni nawet w ogłoszeniu nie napiszą co to za firma. Nie ma ani telefonu, ani e-maila nic.

Zazwyczaj wystrzegam się agencji prac, nie tylko z powyższego powodu, ale i dlatego, że kilka razy mnie oszukały i straciłam przez nie czas. I od tego czasu powiedziałam sobie NIGDY WIĘCEJ ŻADNYCH AGENCJI!

A oto na początek jeden z moich życiowych przypadków.

Znalazłam ogłoszenie, że wielka firma logistyczna szuka pracowników. Wszystko spełniałam więc, wysłałam aplikację. Telefon zwrotny był dosłownie po 40 min, od momentu wysłania.
Stwierdziłam "szybko działają" . Zaprosili mnie na rozmowę- poszłam.
Małe biuro, dosłownie klitka, duszno... tragedia, a za biurkiem siedzi Pani.
Szybkie pytania co robiłam, dlaczego tu i tak dalej. Następnie Pani opowiada mi o firmie, co bym miała w niej robić. Rozmowa była pomyślna. Następnego dnia miałam zadzwonić, aby dowiedzieć się czy się dostałam. Tak, tak.. wiem głupota, że to ja mam dzwonić i pytać się o swoją osobę, ale wtedy o tym nie pomyślałam.
A więc z samego rana następnego dnia zadzwoniłam. Okazało się, że się dostałam, mam czekać na telefon od niej, z informacją o następnym spotkaniu już u Klienta.
Czekałam, 3 dni (bo w ciągu tylu miała się odezwać) godzina 14. cisza, a pracują tylko do 16... mówię zadzwonię. Zadzwoniłam Pani mówi, że jeszcze nic nie wie ale do 16 da mi znać.
Tak jak powiedziała tak też zrobiła. Umówiona zostałam z klientem. ( To jak rozmowa przebiegła u klienta napiszę w innym poście bo duuużo by można było opowiadać ;) )
W każdym razie. Agencja miała dać odpowiedź zwrotną czy się dostałam, czy nie w ciągu dwóch tygodni.
Czekała, czekałam jak na szpilkach. Nie zadzwonili a była godzina 15, więc sama zadzwoniłam.
Oto czego się dowiedziałam: "Został wybrany inny kandydat. Dowidzenia" piii piii.... rozłączyła się. Szkoda, że nie wicie w jakim byłam szoku nie tylko dlatego, że rozmowa poszła mi super nawet sami rekruterzy mówili  "Jest Pani taką osobą, którą właśnie potrzebujemy" ( teraz już wiem, że to co mówią dzielić przez 2 ) ale i dlatego, że się bezczelnie rozłączyła. Zadzwoniłam drugi raz, chciałam dowiedzieć się dlaczego nie dostałam się, Pani powiedziała, że nie wie, że mam się kontaktować z pracodawcą. Do widzenia.
Co pozostało mi po spotkaniu z tą agencją? Jeden wielki niesmak i złość.
Zerowy brak kompetencji.
I siedzi taka Paniusia na stanowisku, o którym nie ma zielonego pojęcia, a osoby, które na prawdę do tego się nadają, nie mogą znaleźć pracy. To się nazywa sprawiedliwość...

Cyrk na kółkach.


Kolejny dzień, który spędzę na czekaniu na telefon w sprawie pracy.
I tak codziennie. Codziennie ta myśl, że może w końcu ktoś zadzwoni.
I okaże się to fajna firma, porządne stanowisko a nie żadne call center jak to często bywa.
Niektóre ogłoszenia są tak sformułowane, że na pierwszy rzut oka nie pomyślisz, że to praca na słuchawkach.

Apropo pracy na słuchawkach - NIGDY WIĘCEJ, ZA ŻADNE SKARBY. Dla mnie najgorsza praca jaka może być. Wytrzymałam miesiąc, i tak się sobie dziwię jak to zrobiłam. Osiem godzin codziennej gadaniny tej samej formułki, użeranie się z niemiłymi klientami, i te parcie na wyniki, kto sprzeda więcej.
Jeszcze to można by było wytrzymać, ale warunki pracy w takich firmach są zazwyczaj tragiczne. Małe sale, pełno osób, duszno, komputery chodzące jak żółwie, popsute słuchawki, kiepski sprzęt.
Ogółem nie polecam, chociaż wiem, że są osoby, które lubią tego rodzaju prace.

A płace w tego typu firmach? Zapomnijcie o tych pięknych ogłoszeniach nawet 15zł za godzinę!
Szkoda, że zapomnieli dodać, że jest to stawka brutto, którą może i można dostać ale po przepracowaniu ileś tam miesięcy.

Kiedyś szukając pracy, wysłałam swoją aplikację na jedno z ogłoszeń banku, który szukał opiekunów klientów (uwaga - wymagania wykształcenie wyższe). Z ogłoszenia wynikało, że są to połączenia przychodzące, i wychodzące, ale tylko do stałych klientów którzy już korzystają z produktów banku i nie trzeba nikogo na nic namawiać.
Jednak prawda okazała się inna. Na spotkaniu dowiedziałam się, że należy dzwonić do nowych klientów i proponować im usługi banku, plus odbierać telefony, i służyć pomocą. Czyli ogółem normalna sprzedaż, nie żadna opieka.
Oczywiście na rozmowie standard do odegrania przygłupia scenka : Sprzedaj mi to.
Jak już się pośmialiśmy , doszło do zarobków. Standard 1300 zł plus premia od tego i owego.
Ale.... to nie koniec przedstawienia tzn. rozmowy o pracę.
Czekał jeszcze II etap! Pani powiedziała, że do dzisiaj odezwą się co i jak.
A więc, tak jak powiedziała, tak też zrobiła. Wieczorem telefon z zaproszeniem na kolejny etap rekrutacji, z prośbą na zerknięcie na e-maila.
Sprawdziłam e-maila z myślą, że to pewnie informacja potwierdzająca godzinę spotkania itd.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam 4 przykłady zadań, do których mam się przygotować - praca domowa normalnie. Miałam opracować sobie scenki, a potem przedstawić to Państwu na II etapie. Cyrk na kółkach jakbym szła co najmniej na kierownika. Uznałam, że to jakieś kpiny, i szkoda mi na to czasu. Poza tym propozycja pensji 1300zł dla osoby z wyższym wykształceniem to lekki żart.
Czy w takim razie opłaca się studiować, by zarabiać takie krocie?
Jednym słowem ta rozmowa była stratą mojego czasu.

Mieliście podobne przypadki?

Pozdrawiam.

środa, 24 października 2012

Praca ogółem.

Praca, praca i praca. Z tego składa się nasze życie. To w niej spędzamy większość swojego czasu.
Praca ma być dla nas satysfakcjonująca. Nie tylko pod względem zarobkowym, ale również chcemy się w niej rozwijać, zdobywać doświadczenie, mieć fajnych szefów.
A co jeśli tak nie jest? Co wtedy?
Przychodzimy do domu sflustrowani pracą, zamiast odpocząć ciągle o niej myślimy.
A to o wynikach, a to o tym, że czujemy się wykorzystywani itd.

Czy są gdzieś te normalne prace? W których będziemy spełniać się zawodowo, które będą odpowiadały naszym kwalifikacjom, ale również będzie w miarę dobrze zarabiać?

Chodząc na różnego rodzaju rozmowy, coraz częściej zastanawiam się: Czy w końcu znajdę pracę, która spełniałaby wszystkie te aspekty.
Niestety coraz bardziej się załamuję.
Codzienne śledzenie ogłoszeń o pracę z wymaganiami wziętymi z kosmosu. A może tylko ja ich nie spełniam, co ze mną nie tak?
Biegła znajomość angielskiego, mile widziana francuskiego, niemieckiego, 4 letnia doświadczenie na podobnym stanowisku, znajomość programu SAP, Photoshop, i masę innych rzeczy.
I skąd wziąć to doświadczenie? Jak nauczyć się biegle angielskiego, jeżeli na co dzień go nie używamy, a nie stać nas by zapisać się na kurs?

Szkoda, że pracodawcy mają tak wielkie wymagania, natomiast sami proponują niewiele.

Właśnie na tym blogu chcę Wam opowiadać o mojej "wspaniałej" teraźniejszej pracy, o rozmowach na jakich byłam, i o ogłoszeniach jakie napotykam. Jednym słowem wszystko o pracy.

Może Wy macie podobne doświadczenia?
Podzielcie się, a będę wiedzieć, że nie jestem sama :)