niedziela, 9 grudnia 2012

Nowy rok, nowe możliwości.

Nie pisałam długi czas, ale nie miałam ochoty nic pisać.
Nic się nie zmieniło. Pracy nowej nie znalazłam, i już zdążyłam się pogodzić z tym, że w grudniu jej nie znajdę.
Rozmawiałam ze znajomymi, którzy też szukają i mówią to samo... 4 kwartał to najgorszy czas na szukanie pracy.
Pojawiło się nawet parę ciekawych dla mnie ofert, ale i tak pewnie rekrutować ludzi będą w styczniu.
Ostatnio miałam małe załamanie, i zrezygnowanie.
Sytuacja u mnie w pracy też jest nie ciekawa...dlatego każdy mi mówi, żebym stamtąd jak najszybciej uciekała.
Dlatego postanowiłam to zrobić.
Dość już moich nerwów, to nie dla mnie.
Zresztą muszę stamtąd uciekać, bo i tak firma prawdopodobnie za niedługo nie będzie istnieć.

Ostatnio moja znajoma, która szuka pracy, dostała e-maila od jednego sklepu, do którego aplikowała na stanowisko sprzedawcy, że "Nie spełnia ich wymagać, nie dostała się do kolejnego etapu rekrutacji"
Hm.. ktoś kto ma średnie nie spełnia, ktoś kto ma wyższe też nie spełnia więc kogo oni szukają?
Znajomy opowiadał mi jak pewnego razu kiedy bardzo potrzebował pieniędzy bo był w ciężkiej sytuacji materialnej, poszedł do sklepu, gdzie była wywieszona karteczka, że szukają osoby do pracy.
Co usłyszał? Ma pan za wysokie kwalifikacje dziękujemy...
Chyba nie tak powinno być...
Ktoś ma chęć pracować, a odsyłany jest z kwitkiem...


Już za kilkanaście dni Nowy Rok, a z nim nowe możliwości  :-)

 Pozdrawiam.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Motywacja do pracy.

Cześć wszystkim po długiej przerwie.
Ostatnio nie pisałam bo nie miałam czasu.

U mnie bez zmian.
Uznałam, że chyba jednak w tym roku nie uda mi się znaleźć innej pracy, patrząc na to, że w ogłoszeniach napisane jest "prosimy o przesyłanie aplikacji do 7 grudnia".
To zanim zbiorą te aplikacje, zanim zaczną się rozmowy, wybiorą kogoś to praca zacznie się w styczniu.
Zresztą to mało realne, żeby w grudniu na sam koniec roku przyjmowali kogoś do pracy.
Sytuacja w mojej pracy również bez zmian, a nawet można powiedzieć - robi się nieciekawie.

Ostatnio postanowiłam, że czekam do końca miesiąca, albo przynajmniej do zapłaty i zwalniam się.
Jednak dalej nie wiem czy to dobry pomysł.
Najlepiej byłoby znaleźć coś nie zostawiając tej, ale nie zawsze jest tak jak by się chciało.

Ostatnio postanowiłam, że daruję sobie praktyki, i w ogóle na to nawet nie będę patrzeć.
Perspektywa szukania po 3 miesiącach nowej pracy jest przytłaczająca.

Tak w ogóle zauważyłam ciekawą rzecz. Teraz na praktycznie większość stanowisk nawet na te najniższe, gdzie nie trzeba mieć wcale doświadczenia ani nie wiadomo jakich kwalifikacji, pracodawcy oczekują : * wykształcenia średniego (mile widziane wyższe), *bardzo dobra znajomość anielskiego,* 2 letnie doświadczenie na podobnym stanowisku.
Tak, to jest ta magiczna trójca, którą można spotkać wszędzie.
Mało tego zauważyłam, że firmy, a najczęściej agencje mają schematy ogłoszeń.
Wszystkie brzmią tak samo. Mają jedynie zmienione zakresy obowiązków.
Jedna firma zrobiła to na tyle nieumiejętnie, że w dodatkowych informacjach obowiązki były dopisane inną czcionką. Natomiast schemat itd. wszystko takie samo jak inne.

Przeglądając ogłoszenia znalazłam apel do pracodawców, gdzie ktoś napisał, że kończył szkołę, doszkalał się, kończył kursy, a oni proponują mu 7 zł netto za godzinę, plus śmieciowe umowy.
Niestety taka prawda, i większość z nas by mogła napisać to samo.

Myślałam sobie dzisiaj o mojej pracy.
I doszłam do wniosku, że może gdyby szef mnie w jakiś sposób nagradzał, albo dawał jakąś dodatkową premię za to co robię, chwalił moją pracę, że dobrze coś zrobiłam to pomijając te wszystkie niespełnione obietnice na pewno lepiej by mi się pracowało i miałabym większy zapał do pracy.
I tak niestety jest w większości prac. Szefowie nie umieją motywować pracowników. I wcale nie mówię tu o podwyżce. Mogliby też zmieniać zadania między osobami żeby ciągle ktoś nie robił tego samego bo po pewnym czasie się wypali.
Ale niestety nikt o tym nie myśli, nikt tego nie robi, a pracownicy po pewnym czasie się zniechęcają.
Po co robić coś jak i tak to nie zostanie docenione...

Jutro wtorek, a ja chciałabym już piątek...
Zobaczymy co przyniesie nam jutrzejszy dzień, może jakąś szansę na pracę?

Pozdrawiam ;*

środa, 21 listopada 2012

Marne zarobki - wielkie wymagania

Wysłałam wczoraj parę CV. zobaczymy, czy będzie odzew.
Jak nie to chyba zwątpię totalnie zwłaszcza, że aplikowałam na stanowiska, gdzie spełniałam na prawdę wszystkie wymogi.

Jaka uważacie, że powinna być stawka minimalna wypłat?
Osobiście uważam, że 2000 zł do ręki powinno być kwotą minimalną.
Większość osób powinno zarabiać 2,500- 3000tys.
Naprawdę to nie są nie wiadomo jakie kwoty. To jest minimum. Kiedyś wydawało mi się jak jeszcze nigdzie nie pracowałam, że 2000zł to tak dużo, co za to można kupić.
Za to praktycznie nic nie można kupić, zwłaszcza przy tych cenach i podatkach jakie są.
Kiedyś to faktycznie zrobiło się zakupy cały wózek i wychodziło z 200 zł?
Teraz jakby chciało się zapełnić cały wózek zakupów to wydalibyśmy chyba 600zł.
Głupie waciki kosmetyczne, które kiedyś kosztowały na prawdę grosze teraz kosztują ok 4 zł.
Bilety do kina? Pamiętam jak jeszcze kiedyś były za 12- 15 zł! A teraz? Chcecie iść w weekend do kina? Szykujcie 30 zł na bilet.
Oczywiście sami nie pójdziemy więc kolejna osoba 30 plus jakiś popcorn, napój no to cała impreza do kina wyjdzie nas ok  80 zł.
O wyjściu do restauracji już nie wspomnę. Bo za to co bym wydała, miałabym obiad na 3- 4 dni.

Nie gódźmy się na pensję poniżej naszych kwalifikacji.
To, że proponują nam pensje poniżej 2000tys nie jest normalne. Nie możemy powiedzieć "Tyle nam zaproponowali, trudno" i nic nie mówić.
To nie jest normalna pensja, oni nam spokojnie mogą zaproponować dużo więcej, ale szukają tanich sił roboczych.
Jeżeli w ogłoszeniu napisane jest " atrakcyjne wynagrodzenie" a na rozmowie okazuje się, że to 1300 zł, nie bójmy się powiedzieć "A przepraszam,  rozumiem, że 1300 euro? Bo w ogłoszeniu napisane było atrakcyjne wynagrodzenie"
Mój szef jak pewnie większość myśli, że powinniśmy się cieszyć, z tego że w ogóle mamy pracę. Jeżeli pracodawcy ludziom w wyższym wykształceniem, z doświadczeniem, językami proponują najniższą krajową to chyba jest coś nie halo.
Ostatnio moja znajoma była na jednej z rozmów. Kiedy doszło do rozmowy na temat zarobków, a ona powiedziała tyle ile powinna zarabiać na tym stanowisku, zwłaszcza że wcześniej tyle zarabiała, pracodawca zmieszany praktycznie skończył rozmowę dając jej do zrozumienia, że da dużo oczekuje.
No jasne, po co rozmawiać, jak znajdzie innego jelenia, który potulnie zgodzi się na jego propozycję, będzie pracował w pocie czoła, a do tego będzie jeszcze szczęśliwy.

Powiedzcie, co to za życie żeby raz w roku nie pojechać na zasłużone wakacje chociaż na 1 tydzień.
Co to za życie żeby nie móc sobie pozwolić na teatr, bo bilety są po ponad 100zł.
Co to za życie kiedy nie można pozwolić sobie na założenie rodziny choć jest już na to najwyższa pora? Przecież to nie życie. To wegetacja i walka o przetrwanie z miesiąca na miesiąc.

A ci wszyscy, którzy siedzą na najwyższych stanowiskach w firmach?
Oni nie są tacy wspaniali, połowa z nich nic nie umie. Nie zna nawet języka na poziomie dobrym.
Dlatego potrzebują asystentek, które będą umiały perfekt angielski, które będą umiały tamto i owamto -żeby robiły wszystko za nich.
Moja znajoma naucza języka angielskiego, kto najczęscie zgłasza się do niej na korepetycje?
panowie dyrektorzy, którzy nie umieją angielskiego ni w ząb! I wcale nie specjalnie przykładają się nawet do nauki.
Dlatego taki szeregowy pracownik musi umieć wszystko.

Podsumowując:
miejmy swój honor, i nie dajmy się upadlać.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Postanowienie na nowy tydzień.

I zaczął się nowy tydzień.
Czy nabrałam sił przez weekend? Może trochę.
Ale wczoraj wieczorem już źle się czułam myśląc o dzisiejszym dniu i całym tygodniu, który mnie czeka.
Czy znacie to uczucie, kiedy kończy się weekend, a wy macie następnego dnia iść do pracy, której nie lubicie?
Ja znam, i przez nie najchętniej cały weekend  przesiedziałabym w domu nie wychodząc nigdzie, żeby jak najdłużej nacieszyć się tą wolną chwilą przez te dwa dni.
Najchętniej chciałabym aby weekend nigdy się nie kończył.
Dlatego postanowiłam. Muszę znaleźć cokolwiek innego. Nerwy człowiek ma jedne a pracy może mieć wiele. Nie zamierzam co tydzień i codziennie przechodzić przez to samo.
Niestety przez koniec roku nie ma żadnych praktycznie ofert, a nie zamierzam tu siedzieć jeszcze przez miesiąc bo nie wytrzymam.
A tym bardziej nie wyobrażam sobie iść z tymi fałszywymi ludźmi ( oprócz 2 osób) na wigilię pracowniczą.
Wczoraj natrafiłam na ogłoszenie, w którym restauracja szukała osoby na zmywak 4 dni w tygodniu, a dniówka większa niż ja mam w swojej pracy.
Reasumując miesięcznie wychodzi prawie 200zł więcej zarobku niż ja.
To tym bardziej mnie wkurzyło, dlaczego mam się poniżać i pracować tu?
Wypruwać sobie flaki, robić wszystko czasem nawet za 3 osoby, kiedy to niektóre nie robią nic, i jeszcze tyle zarabiać?
Nie, dłużej tak nie będzie, za dużo mi obiecali, a i tak nic z tego nie ma.
Postanowiłam. Trzeba stąd wiać i tylko czekać żeby jeszcze wypłacili należną się pensję...

A wam jak minął weekend? Jak nastawienie?

piątek, 16 listopada 2012

Praca bez znajomości?

Słuchajcie, nie wysłałam dzisiaj ani jednego CV.
Nie wiem czy to przez to, że jest końcówka roku czy o co w ogóle chodzi.
Nie znalazłam żadnej interesującej mnie oferty.
Wszędzie szukają managerów, dyrektorów, sekretarek, programistów, albo teraz ludzi do pomocy na inwentaryzacjach, praktykantów na 3 mies bezpłatne itd...
Na prawdę podłamałam się.
Dzisiaj na szczęście już piątek, będzie można nabrać nowych sił na kolejny tydzień.

Jak myślicie kiedy się ruszą te oferty i zacznie spływać coś ciekawego?
Może na początku roku coś się ruszy, ale to kolejne czekanie :-(
Najgorsze jest to, że firma w której pracuje ma się coraz gorzej, i boję się jak to będzie z pensją za kolejne miesiące. Więc muszę coś znaleźć, już nawet myślę o czymkolwiek żeby po prostu normalnie dostać wypłatę. Ale jak zmienię tę pracę na znowu jakąkolwiek to koło się zamyka bo znowu będę musiała szukać innej.
Niestety bez znajomości jest na prawdę ciężko.
Te osoby, które właśnie ich nie mają (oczywiście nie wszyscy) szukają tak mozolnie pracy jak ja...
Niestety ale większość ludzi, których znam ma pracę właśnie po znajomości.
Nie przechodziły nawet rekrutacji, normalnie nawet nie spełniają połowy wymagań na to stanowisko ale siedzą. Założę się, że w większości przypadków nie dostałyby się na to stanowisko gdyby złożyły swoje aplikacje. Siedzą i zajmują miejsce pracy tym, którzy mogą na prawdę coś umieć.
A oni nawet nie namęczyli się żeby znaleźć pracę, nie zrobili nic a pracują bo tatuś, ciocia czy wujek im załatwili.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że jeszcze narzekają na to co robią i nie są zadowoleni.
No pewnie łatwo im przyszło to nie doceniają.

Więc jeżeli nie można liczyć na znajomości, trzeba liczyć na siebie samych i na szczęście, nic innego nie pozostaje.

Dzisiaj za to czeka mnie kanapa, ciepły koc, dobra książka, ciepła herbatka i relaks.
Tego mi trzeba! :-)
Pozdrawiam.














Przy okazji polecam gorąco książkę
"Tam gdzie ty" to opowieść o niszczących skutkach obsesji posiadania dziecka , a jak ktoś lubi tą autorkę to koniecznie musi ją przeczyta.
Jest to naprawdę wartościowa lektura, warta przeczytania.

czwartek, 15 listopada 2012

Poinformać czy nie?

Przeglądałam dzisiaj dyskusję na temat odwoływania rozmów kwalifikacyjnych.
Czy odwołać czy też nie.
Większość osób w przypływie desperacji wysyła CV gdzie popadnie.
Potem dostają telefon, i w chwili szczęscia mówią, że chcą się spotkać.
Po odłożeniu telefonu, wchodzą w ogłoszenie na które wysłali CV, analizują, wchodzą na stronę firmy i czytają opinie.
Dochodzą do wniosku, że to ich nie interesuje jednak, że jednak to jakaś akwizycja, call center.
I pojawia się problem. Iść czy nie iść?
Iść bo może jednak to nie to o czym się myśli, nie iść bo straci się czas.
I problem co ze spotkaniem?
Odwołać? Przełożyć na inny dzień? Co powiedzieć?

A co wy robicie?
Pamiętam, że miałam kilka takich sytuacji.
Po telefonie sprawdziłam firmę. Przeczytałam bardzo dużo negatywnych opinii.
Oczywiście się zraziłam.
Kilka razy zadzwoniła, że jednak nie przyjdę, a kilka nie.
Chociaż lepiej o nas świadczy to jak napiszemy, albo zadzwonimy i powiadomimy o tym, że nas nie będzie
Z drugiej strony, czy oni w ogóle pamiętają z kim się umówili?
Oni do nas nie oddzwaniają po rozmowie, chociaż czekamy a my mamy ich powiadamiać, że nie przyjdziemy?
Jednak wychodzę z założenia, że nic nie tracimy pisząc czy dzwoniąc, zwłaszcza że nie wiadomo czy kiedyś nie spotkamy gdzieś tego rekrutera w innej firmie do której będziemy aplikować. A pozatym nie zniżajmy się do ich i tak już niskiego poziomu ;)

Przypomniała mi się sytuacja z tamtego roku.
Byłam na rozmowie w jednej z firm, już nawet na 2 etapie.
Dostałam informację, że mam przyjść do pracy tego i tego, i wtedy podpiszemy umowę itd.
Znałam warunki pracy oraz płacę - nie była ona za ciekawa, ale zgodziłam się gdybym nie miała innej perspektywy.
W tym samym czasie byłam też na 2 innych rozmowach, i z jednej z tych firm odezwali się do mnie.
Proponowali mi o wiele lepsze warunki. Więc wybrałam korzystniejszą dla mnie ofertę, przeprosiłam, podziękowałam.
Następnego dnia dostałam odpowiedź, że jestem niepoważna i podobne tego typu rzeczy.
Człowiek grzecznie informuje kilka dni wcześniej, i zamiast odpowiedzi że dziękują za informację dostaje takie coś.
Przepraszam, ale chyba nic z nimi nie podpisywałam i do niczego się nie zobowiązywałam.
A jak to firmy robią tak, że zatrudniają ludzi na słowo oni przychodzą i dowiadują się, że pracy nie ma to dobrze?
Cieszę się, że nie skorzystałam z ich oferty, bo patrząc na odpowiedź jaką dostałam to nie chciałabym tam pracować.


Praktyki...

Przeglądając oferty pracy wpadła mi w oko bardzo duża ilość staży.
Nigdy nie odbywałam stażu, więc nie wiem jak to wszystko wygląda.
Słyszałam jednak od osób, które na stażach były, że nic nie robiły.
Albo musiały papiery poukładać, albo kawę zaparzyć, albo zanieść coś na pocztę.

Nie wiem jaka jest prawda, i czy tak jest. Patrząc na wymagania nie wydaje mi się aby tak było.
Jednak przeglądając oferty praktyk, zastanawiam się czy aby na pewno szukają osoby, która może się u nich czegoś nauczyć.
W niektórych ogłoszeniach są wymagania takie jak w normalnych ofertach pracy.
Zawsze myślałam, że osoba która idzie na staż, czy to związany z Hr, czy sprzedażą itd. właśnie tam się wszystkiego nauczy, a nie już połowę rzyczu musi umieć.
W końcu staż jest po to aby się nauczyć danego zawodu, zdobyć doświadczenie w danej branży.

Wymagania na połowę strony, opis stanowiska również, a na końcu co oferujemy? Bezpłatne praktyki, z możliwością współpracy...A i tak nie koniecznie może ona nastąpić, nawet jak będzie się dobrym przez te 3 miesiące.

Ktoś ma spędzać na praktykach 40h tygodniowo 5 dni w tygodniu ( jak normalna praca) a jak to ma zrobić student dzienny? Rozdwoić się?
Student zaoczny na pewno sobie nie pozwoli na bezpłatne praktyki (no chyba, że sam się nie utrzymuje). Więc kto się załapuje na te praktyki? Wieczorowi też nie.


Jak to jest więc z tymi praktykami, byliście kiedyś?
Można po nich znaleźć zatrudnienie w danej firmie po okresie stażowym?
Czy jest to możliwe czy to tylko obietnica bez pokrycia?

Jeżeli macie doświadczenie napiszcie, jestem bardzo ciekawa :-)
Pozdrawiam.